GRZEGORZ. I była w głębinach morskich.
JADWIGA (spogląda na niego z boku i tłumi uśmiech). Dlaczego pan mówi „w głębinach morskich?”
GRZEGORZ. Jakże mam powiedzieć?
JADWIGA. Mógłby pan powiedzieć "na dnie morskiém," albo po prostu „w morzu.”
GRZEGORZ. Tak samo powiedzieć mogę „w głębinach morskich.”
JADWIGA. Tak, ale dla mnie to brzmi tak dziwnie: „w głębinach morskich.”
GRZEGORZ. Dlaczego? wytłómacz mi pani, dlaczego?
JADWIGA. Nie mogę — bo to istne dzieciństwo.
GRZEGORZ. Z pewnością tak nie jest. Niech mnie tylko pani powie, z czegoś się uśmiechała.
JADWIGA. Bo ja, kiedy tak nagle pomyślę o téj całéj przestrzeni na strychu, nazywam je „głębiną morską.” Ale to niéma sensu.
GRZEGORZ. Tego powiedziéć nie można.
JADWIGA. Przecież to tylko strych.
GRZEGORZ (patrząc się w nią). Czy jesteś pani tego pewną?
JADWIGA (zdziwiona). Pewną, że to jest strych?
GRZEGORZ. Masz to zupełne przekonanie?
(Gina wchodzi z kuchni, niosąc nakrycia).
GRZEGORZ (wstaje). Za wcześnie, widzę, przyszedłem.
GINA. Musisz pan przecież gdzieś przebywać, zaraz téż wszystko będzie gotowe. Wyprzątnij stół, Jadwiniu. (Jadwiga sprząta, potem z matką nakrywa. Przez ten czas Grzegorz przegląda album).
GRZEGORZ (do Giny). Podobno pani zna retuszeryę?
GINA (patrząc na niego z pod oka). Znam.
GRZEGORZ. To się bardzo szczęśliwie złożyło.
GINA. Dlaczego szczęśliwie?
GRZEGORZ. Szczęśliwie, skoro Hialmar jest fotografem.
JADWIGA. Mama umie także fotografować.
GINA. Miałam dość sposobności nauczenia się tego.
GRZEGORZ. Więc to pani prowadzi zakład?
GINA Tak, kiedy Hialmar czasu nie ma.
GRZEGORZ. Wyobrażam sobie, że mu ojciec musi wiele czasu zabierać.
GINA. Przytém, nie jest to właściwém zajęciem dla człowieka takiego jak Hialmar, robić zdjęcia, z byle kogo.
GRZEGORZ. I ja tak sądzę, ale skoro już obrał sobie taki zawód...
GINA. Pan przecież nie przypuszcza, by Hialmar był zwyczajnym fotografem.
GRZEGORZ. Broń Boże. Ale (słychać na strychu wystrzał). Co to jest?