GINA. Znowu strzelają.
GRZEGORZ. Strzelają?
JADWIGA. Polują.
GRZEGORZ. Na co? (mówi we drzwiach strychu). Cóż to za polowanie, Hialmarze?
HIALMAR (przez sień). Ach! to ty jesteś, nie wiedziałem. Zajęto mnie (do Jadwigi). Czemuż nic nam nie powiedziałaś (wchodzi do pracowni).
GRZEGORZ. Strzelasz na strychu?
HIALMAR (pokazując na dwustrzałowy pistolet). Tylko z tego.
GINA. Ty i ojciec jeszcze kiedy zrządzicie nieszczęście z tym pigstoletem.
HIALMAR (kłótliwie). Mówiłem ci już, że to się nazywa pistolet.
GINA. Wszystko jedno.
GRZEGORZ. Zostałeś więc myśliwym, Hialmarze?
HIALMAR. Poluję niekiedy na króliki, jak sobie łatwo wyobrazisz, dla przyjemności ojca.
GINA. Dziwni są ci mężczyźni, muszą sobie zawsze jaką rozrywkę wymyśleć.
HIALMAR (gniewnie). Tak, musimy miéć zawsze rozrywkę.
GINA. Właśnie to samo mówię.
HIALMAR. No, tak (do Grzegorza). Ten strych jest tak szczęśliwie położony, że nikt naszego strzelania nie słyszy (kładzie pistolet na najwyższéj półce). Nie ruszaj pistoletu, Jadwiniu, pozostał w nim jeszcze jeden nabój, pamiętaj.
GRZEGORZ (patrząc przez sieć). Masz także broń myśliwską, jak widzę.
HIALMAR. To stara strzelba ojca. Nie zdatna do użytku, bo zamek zepsuty. Jest z niej jednak przyjemność, można ją czyścić, rozbierać, znów składać — głównie zajmuje to ojca.
JADWIGA (do Grzegorza). Teraz możesz pan dobrze widziéć dziką kaczkę.
GRZEGORZ. Widzę ją doskonale, zdaje mi się, że ma jedno skrzydło troszkę zwieszone.
HIALMAR. Nie dziw, była postrzeloną.
GRZEGORZ. Przytem, powłóczy trochę łapką. Czy nie tak?
HIALMAR. Troszeczkę.
JADWIGA. Pies ugryzł ją w łapkę.
HIALMAR. Oprócz tego jest zupełnie cała i zdrowa, to szczególne w ptaku, który dostał postrzał i znajdował się w zębach psa.
GRZEGORZ (patrząc na Jadwigę). I był w głębinach morskich.
JADWIGA (z uśmiechem). Tak.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/344
Ta strona została skorygowana.