mundur — strój z dni szczęścia, ale niechże kto zastuka do drzwi — on nie może pokazać się w nim oczom obcych — ucieka do swego pokoju tak szybko, jak na to pozwalają stare nogi. Ten widok rozdziera mi serce.
GRZEGORZ. I jak sądzisz, kiedy dokonasz twego odkrycia?
HIALMAR. Boże! jakże możesz mnie pytać o takie szczegóły? Odkrycie jest to coś, czego nie jest się panem, najczęściej przychodzi z natchnienia, niepodobna więc z góry obrachować czasu, w którym dokonane zostanie.
GRZEGORZ. Jednakże postępuje?
HIALMAR. Ma się rozumiéć, postępuje. Tymczasem ciągle się z niém kłopoczę. Codzień po obiedzie, zamykam się w pokoju i rozmyślam, ale nie można mnie przynaglać, to się na nic nie zda. Relling to samo utrzymuje.
GRZEGORZ. A nie znajdujesz, że te wszystkie urządzenia na strychu stają ci na przeszkodzie, rozrywają myśl?
HIALMAR. Nie, przeciwnie, nie mów tego. Nie mogę przecież oddawać się bezustannie na pastwę jednéj myśli, muszę mieć obok tego jakąś rozrywkę, któraby zapełniła czas oczekiwania. Wiem, że natchnienie, jeśli ma przyjść, przychodzi bez względu na nic.
GRZEGORZ. Wiész co, Hialmarze, zdaje mi się niemal, że ty podobnym jesteś do dzikiéj kaczki.
HIALMAR. Do dzikiéj kaczki! Co przez to rozumiesz?
GRZEGORZ. Jak ona, poszedłeś na dno i zaryłeś się głęboko w porostach i mule.
HIALMAR. Czy masz na myśli ten postrzał, który skrzydła ojcu połamał i mnie także dosięgnął?
GRZEGORZ. O! nie. Nie myślałem o tym postrzale, a jednak wpadłeś w zatrute bagnisko, twoje ciało owładła powolna choroba i trawić cię będzie, dopóki nie skonasz w ciemności.
HIALMAR. Ja? Mam skonać w ciemności? Wiész co, Grzegorzu, daj pokój podobnym mowom.
GRZEGORZ. Bądź spokojny, ja cię podźwignę. Ja także znalazłem cel życia, a znalazłem go dopiéro od wczoraj.
HIALMAR. Być może, mnie jednak zostaw w spokoju, mogę ci zaręczyć, że, odłożywszy na bok łatwą do zrozumienia melancholię, czuję się w stanie zupełnie zadawalającym.
GRZEGORZ. To poczucie jest właśnie dowodem zatrucia.
HIALMAR. Nie, nie, mój dobry Grzegorzu, nie mówmy o chorobach ani truciznach. Nie lubię tego. W moim domu nigdy nie wspomina się rzeczy przykrych.
GRZEGORZ. Bardzo temu wierzę.
HIALMAR. Mnie to wcale nie służy; a przytém niéma tutaj ża-
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/347
Ta strona została skorygowana.