doktora, muszę więc starać się o pozyskanie biednych chorych, mieszkających w jednym ze mną domu.
GRZEGORZ. Co pan mówi? Czyż Hialmar jest chory?
RELLING. Ludzie, ogólnie mówiąc, są chorzy.
GRZEGORZ. I jakże pan leczy Hialmara?
RELLING. Moją zwykłą metodą. Staram się w nim utrzymywać złudzenia życiowe.
GRZEGORZ. Złudzenia życiowe? Zapewne źle usłyszałem?
RELLING. Mówię: złudzenia życiowe, bo widzi pan, są one najlepszym pobudzającym środkiem.
GRZEGORZ. Czy mogę zapytać, jakie to złudzenie opanowało Hialmara?
RELLING. Nie. Takich tajemnic nie zdradzam przed szarlatanami. Pan mógłbyś popsuć mi kuracyę. Metoda jednak jest wypróbowaną. Zastosowałem ją także do Molviga, wmówiłem w niego demoniczność, tak panie, musiałem użyć aż tak heroicznego środka.
GRZEGORZ. Więc on nie jest demonicznym?
RELLING. Do dyabła, chciałbym wiedzieć, co demoniczność może znaczyć? Jest to naturalnie dzieciństwo które wymyśliłem, ażeby go przy życiu utrzymać. Gdyby nie to, ten biedny człowiek najlepszego serca byłby już dawno popadł w zwątpienie i pogardę samego siebie... A potem porucznik Ekdal... ale ten sam podobno wynalazł sobie lekarstwo.
GRZEGORZ. Porucznik Ekdal. A on cóż?
RELLING. Co pan myśli? Dlaczego ten pogromca niedźwiedzi siedzi z królikami na strychu? Niema na świecie szczęśliwszego myśliwca nad tego starego, kiedy może się uganiać pomiędzy temi wszystkiemi gratami. Kilka zeschłych choinek, zachowanych z wigilijnych wieczorów, przedstawia dla niego górskie knieje, kogut i kury mają znaczenie głuszców i cietrzewi, a króliki biegające po strychu — to niedźwiedzie, z któremi on niegdyś spotykał się odważnie wśród świeżych górskich powiewów.
GRZEGORZ. Nieszczęśliwy porucznik! widział zniweczone ideały swojéj młodości.
RELLING. Ale, ale... dlaczego pan ciągle używa cudzoziemskiego wyrazu „ideał?” mamy przecież swojskie słowo — „kłamstwo”.
GRZEGORZ. Pan uważa, że te wyrazy są pokrewne?
RELLING. Tak jak tyfus i zgniła gorączka.
GRZEGORZ. Panie doktorze, nie będę spokojny, dopóki Hialmara z rąk pańskich nie uratuję.
RELLING. Byłoby to dla niego rzeczą najgorszą. Odejmij pan przeciętnemu człowiekowi złudzenia, a jednocześnie odbierzesz mu szczęście (Do Jadwigi, która wchodzi drzwiami od pokoi mieszkalnych). No, mateczko dzikich kaczek, idę teraz na dół, zobaczyć, czy ojciec do
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/374
Ta strona została skorygowana.