téj pory leży i rozmyśla nad swoim wielkim wynalazkiem. (Wychodzi).
GRZEGORZ (Zbliżając się do Jadwigi). Widzę po pani, że się to jeszcze nie stało?
JADWIGA. Co? Ach! z dziką kaczką? Nie.
GRZEGORZ. Zbrakło pani siły woli w ostatniéj chwili. Nieprawdaż?
JADWIGA. Nie, tej nie zbrakło. Ale gdym się obudziła i zastanowiła, wydało mi się to tak dziwaczném...
GRZEGORZ. Dziwaczném?
JADWIGA. Sama nie wiem. Wczoraj wieczorem uznałam to zrazu za rzecz piękną; jednak gdym się przespała i znowu zaczęłam rozmyślać, to już téj piękności nie widzę.
GRZEGORZ. Wychowując się tutaj, musiałaś pani wiele ze swojéj indywidualności utracić.
JADWIGA. O to mi wcale nie chodzi. Gdyby tylko ojciec tu chciał wrócić.
GRZEGORZ. Gdyby pani tylko dobrze otworzyła oczy na to, co stanowi wartość życia, gdybyś posiadała prawdziwego ducha ofiary, obaczyłabyś, że wróciłby do ciebie. Ale ja nie wątpię o tobie, panno Jadwigo. (Wychodzi głównemi drzwiami. Jadwiga chodzi po scenie czas jakiś, potém zwraca się do kuchni. Jednocześnie odzywa się stukanie na strychu. Jadwiga odsuwa trochę drzwi, wchodzi niemi stary Ekdal i zasuwa je za sobą).
EKDAL. Marna przyjemność, samemu odbywać ranną przechadzkę.
JADWIGA. Nie masz ochoty dzisiaj polować, dziadziu?
EKDAL. Dziś czas nie jest sposobny, tak tam ciemno, że zaledwie można przedmioty rozeznać.
JADWIGA. Czy nie przychodzi ci chęć polować na co innego niż na króliki?
EKDAL. A cóż to złego króliki?
JADWIGA. Ale tak, naprzykład, na dziką kaczkę.
EKDAL. Ha! ha! boisz się, żebym ci dzikiéj kaczki nie zabił? Nigdy w życiu, nie, nigdy!
JADWIGA. Możebyś, dziadziu, tego nie potrafił, to musi być trudno trafić dziką kaczkę?
EKDAL. Nie trafiłbym? zobaczyłabyś!
JADWIGA. Jakżebyś się zabrał do tego, dziadziu? To jest, jakbyś strzelał do dzikich kaczek, wszak nie do mojéj!
EKDAL. Potrzeba strzelać w piersi, widzisz to najpewniejsze, tylko trzeba strzelać pod pióra, rozumiesz?
JADWIGA. W ten sposób trafiane umierają?
EKDAL. Naturalnie umierają, tylko trzeba celnie strzelać. Ale muszę się iść stroić. Hm! rozumiesz. (Idzie do swego pokoju. Jadwiga czeka chwilkę, ukradkiem spoglądając na drzwi, idzie potém do półek, wspina
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/375
Ta strona została skorygowana.