się zdejmuje z górnéj pistolet, przygląda mu się. Gina wchodzi z mieszkania ze szczotką i ścierką. Jadwiga niepostrzeżona przez nią kładzie pistolet napowrót).
GINA. Nie stój tam i nie przewracaj rzeczy ojca, Jadwiniu.
JADWIGA (odchodzi od półki). Chciałam tylko kurz zetrzéć.
GINA. Idź lepiéj do kuchni i przypilnuj, by kawa była gorąca. Wezmę ją z sobą na dół, gdy pójdę do ojca. (Jadwiga wychodzi; Gina porządkuje i zamiata pracownię. Za chwilę drzwiami głównemi zagląda Hialmar i wchodzi z wahaniem. Ubrany jest w palto, bez kapelusza, ma włosy zwichrzone, oczy czerwone i przymglone, jest nie umyty).
GINA (staje ze szczotką w ręku i patrzy na niego). Och, to ty; przyszedłeś przecie.
HIALMAR (wchodzi i odpowiada ponurym głosem). Przyszedłem, ażeby odejść zaraz.
GINA. Tak, tak, słyszałam już... Ale o Jezu! jak ty wyglądasz?
HIALMAR. Jak ja wyglądam?
GINA. A twoje piękne zimowe palto!.. Temu się téż dostało.
JADWIGA (we drzwiach kuchennych). Mamo, czy trzeba? (spostrzega Hialmara, krzyczy z radości i biegnie ku niemu). Ojciec! Ojciec!
HIALMAR (odwraca się i wyciąga ręce, ażeby ją odepchnąć). Precz! precz! (do Giny). Weźże ją odemnie.
GINA (półgłosem). Odejdź do pokoju, Jadwiniu. (Jadwiga wychodzi w milczeniu).
HIALMAR (zajęty wyciąga szufladę ze stołu). Muszę wziąć z sobą moje książki.
GINA. Jakie książki?
HIALMAR. Naturalnie, dzieła naukowe, czasopisma techniczne, które mi są potrzebne do mego odkrycia.
GINA (szuka na półkach). Czy to te, nieoprawne?
HIALMAR. Te właśnie.
GINA (kładzie pakę poszytów na stole). Może Jadwinia ma je poprzecinać?
HIALMAR. Nie potrzeba. (Krótka pauza).
GINA. A zatém zostajesz przy swojém, porzucasz nas, Hialmarze?
HIALMAR (przewracając kartki). Ma się rozumieć.
GINA. Tak, tak.
HIALMAR (gwałtownie). Nie mogę tu pozostać, każda chwila rozdziera mi serce.
GINA. Niech ci Bóg przebaczy, że mogłeś przypuścić o mnie rzecz podobną.
HIALMAR. A więc, dowiedź.
GINA. Zdaje mi się, żeś to ty powinien mi dowieść.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/376
Ta strona została skorygowana.