Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/377

Ta strona została skorygowana.

HIALMAR. Po takiej przeszłości jak twoja... Są pewne wymagania, chciałbym powiedziéć, pewne idealne zadania...
GINA. A dziadek? Cóż z nim będzie?
HIALMAR. Znam moje obowiązki, zabiorę z sobą niedołężnego ojca. Idę do miasta, muszę coś wynaléźć (z wahaniem). Może kto na wschodach znalazł mój kapelusz?
GINA. Zgubiłeś kapelusz?
HIALMAR. Miałem go naturalnie, wracając dziś w nocy, to nie ulega żadnéj wątpliwości, jednakże rano znaléźć go nie mogę.
GINA. O Jezu! gdzieżeś ty chodził z temi nocnemi Markami?
HIALMAR. Nie pytaj mnie o takie drobiazgi. Nie jestem w usposobieniu wspominania podobnych szczegółów.
GINA. Czyś się tylko nie zaziębił, Hialmarze? (Idzie do kuchni).
HIALMAR (mówi sam do siebie z goryczą, wybierając wszystko z szuflady). Jesteś łotrem, Rellingu, prawdziwy z ciebie hultaj. Nikczemny uwodziciel. Och! gdyby mnie kto raz zgładził z tego świata! (kładzie na stronę listy, znajduje przedarty akt darowizny i zbliża przedarte części. Słysząc nadchodzącą Ginę, kładzie je szybko na stronę).
GINA (stawia na stole tacę z przygotowaną kawą). Oto jest coś gorącego, gdybyś chciał się rozgrzać, a tu chleb z masłem i trochę pekeflejszu.
HIALMAR (spogląda nieznacznie na śniadanie). Pekeflejsz! Niczego nie wezmę w usta pod tym dachem, chociaż blizko od dwudziestu czterech godzin nie jadłem. Ale mniejsza o to. Moje notatki — moje zaczęte pamiętniki. — Gdzież jest mój notatnik, ważne papiery? (otwiera drzwi od mieszkania i cofa się). Ona tam jest także!
GINA. Boże mój, przecież dziecko gdzieś być musi.
HIALMAR. Idź stąd (usuwa się ode drzwi, robiąc jéj miejsce. Jadwiga przestraszona wchodzi do pracowni. Hialmar trzyma rękę na klamce i mówi do Giny). Nie chcę, ażeby ostatnie chwile, jakie spędzam w mieszkaniu, które mojém być przestało, zatruwali mi obcy (odchodzi do mieszkania).
JADWIGA (rzucając się w objęcia matki, pyta cicho drżącym głosem). Czy to mam być ja?
GINA. Idź do kuchni, Jadwiniu, albo nie, idź lepiej do twego pokoju (zwraca się do drzwi, za któremi jest Hialmar). Poczekaj trochę, nie przewracaj w komodzie, wiem, gdzie są twoje papiery.
JADWIGA (stoi przez chwilę nieruchoma w trwodze i niepewności, przygryza wargi, ażeby nie wybuchnąć płaczem, potem zaciska ręce kurczowo i szepce). Dzika kaczka (przysuwa się do półek i bierze pistolet, odsuwa trochę drzwi od strychu, wchodzi i zasuwa je za sobą. Hialmar i Gina sprzeczają się w przyległym pokoju).