Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/378

Ta strona została skorygowana.

HIALMAR (wchodzi, niosąc różne papiery, które kładzie na stole). Ach! Na cóż się zda podróżny worek, mam tysiące drobiazgów do zabrania.
GINA (śledząc go wzrokiem). Możesz rzeczy zostawić, na teraz tylko weź koszulę świeżą i trochę bielizny.
HIALMAR. Ach! te nieznośne przygotowania! (zdejmuje palto i rzuca go na kanapę).
GINA. A tu kawa stoi i stygnie.
HIALMAR. Hm! (pije bezwiednie jeden łyk, potem drugi).
GINA (wycierając krzesła). Najtrudniéj będzie ci znaléźć taki strych dla królików.
HIALMAR. Co! miałbym wlec jeszcze za sobą króliki i cały ten kram?
GINA. Sądzę, że ojciec się bez niego nie obejdzie.
HIALMAR. Musi się jednak obyć. Ja muszę się wyrzec większych rozkoszy życia.
GINA (ściera półki). Czy mam twój flet włożyć do worka.
HIALMAR. Nie chcę fletu, ale włóż mi pistolet.
GINA. Chcesz wziąć pistolet?
HIALMAR. Tak, nabity pistolet.
GINA (szukając go). Niéma go, musiał ojciec wziąć go tam z sobą.
HIALMAR. Więc jest na strychu?
GINA. Musi tam być.
HIALMAR. Hm! Samotny starzec. (Bierze kawałek chleba z masłem, je i wypija kawę).
GINA. Gdybyśmy tylko nie byli wynajęli tego pokoju, mógłbyś się tam wprowadzić.
HIALMAR. Ja? Miałbym mieszkać pod tym samym dachem! Nigdy, przenigdy!
GINA Mógłbyś przynajmniéj parę dni pozostać w naszym pokoju. Byłbyś tam sam zupełnie.
HIALMAR. Nigdy nie pozostanę w tych murach.
GINA. No, to na dole u Rellinga i Molviga.
HIALMAR. Nie wymawiaj nazwiska tych ludzi. Obrzydliwość mnie bierze, gdy o nich myślę. O nie, ja pójdę przez burze i śnieżyce, od domu do domu, szukać schronienia dla ojca i siebie.
GINA. Ale nie masz kapelusza, Hialmarze, zgubiłeś przecież kapelusz.
HIALMAR. O te dwa wyrzutki, ci bluźniercy! Kapelusz musi się znaleźć (bierze drugi kawałek chleba z masłem). Trzeba się o kapelusz postarać, bo nie mam ochoty narażać swego życia (szuka czegoś na tacy).
GINA. Czego szukasz?
HIALMAR. Masła.