HIALMAR. Jakże ja to mogę wiedziéć? Od Giny nic się nie dowiem, ona nie jest w stanie pojąć idealnéj strony téj całéj kwestyi. Ale tobie, Grzegorzu, mogę serce otworzyć do głębi. Zawsze ta straszna wątpliwość — może Jadwinia nie kochała mnie nigdy?
GRZEGORZ. Możesz się o tém przekonać (słucha). Ale co to jest? Jakby krzyk dzikiéj kaczki.
HIALMAR. Kwacze? Ojciec jest na strychu.
GRZEGORZ. Jest tam (oczy błyszczą mu radością) Powiadam ci, że biedna, nieoceniona Jadwinia, da ci dowód prawdy swojéj miłości.
HIALMAR. Jakiż dowód dać mi może? Nie uwierzę żadnym zapewnieniom z jéj strony.
GRZEGORZ. Jadwinia nie pojmuje fałszu.
HIALMAR. O tém właśnie przekonany nie jestem, Grzegorzu. Ileż razy Gina z panią Sörby siedziały tu, gawędziły, szeptały Bóg wié co? A Jadwinia miała zawsze uszy otwarte. Może ten list z darowizną nie był wcale niespodzianką. Zdaje mi się nawet, że coś podobnego zauważyłem.
GRZEGORZ. Jakiż cię zły duch opętał!
HIALMAR. Nie, tylko mi się oczy otworzyły. A przytém obaczysz, ta darowizna to tylko początek. Pani Sörby zawsze obdarza Jadwinię, a teraz będzie mogła dla niej uczynić, co tylko zechce, może ją od nas zabrać, gdy jéj się tak podoba.
GRZEGORZ. Jadwinia nigdy cię nie porzuci.
HIALMAR. Nie można się na to spuszczać. Gdy tamci będą tego chcieli i skiną na nią pełnemi rękoma... Ach! a ja, com ją tak niewypowiedzianie kochał, byłbym najszczęśliwszym, gdybym ją był mógł ostrożnie za rękę prowadzić jak dziecię lękające się ciemności, czuję teraz tylko dręczące przekonanie, że biedny fotograf, mieszkający na poddaszu, nigdy nie był dla niej całym światem. Ona tylko zręcznie starała się być z nim dobrze do czasu.
GRZEGORZ. Chyba sam w to nie wierzysz, Hialmarze.
HIALMAR. To właśnie jest najokropniejsze, iż nie wiem, w co mam wierzyć, i nigdy tego wiedziéć nie będę. Ty oczywiście wątpisz, iż tak jest, jak ja mówię. Ha! ha! zanadto polegasz na idealnych zadaniach, mój dobry Grzegorzu. Gdy przyjdą tamci, mówię o tych, co mają pełne ręce, i powiedzą dziecku: „U nas będziesz używała życia”...
GRZEGORZ (szybko). I cóż sądzisz, żeby się wówczas stało?
HIALMAR. A gdybym ja ją potem zapytał: „Jadwiniu, czyś gotowa poświęcić mi swoje życie? (śmieje się ironicznie). Ślicznie dziękuję. Usłyszałbyś, jaką dałaby odpowiedź. (Słychać na strychu strzał pistoletowy).
GRZEGORZ (głośno z radością). Hialmarze!
HIALMAR. Ach! tam znowu polowanie.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/381
Ta strona została skorygowana.