uczniowie najwyższéj klasy, to jest pewna ich liczba, już więcéj niż od pół roku utworzyli tajemny związek i trzymają dziennik Mortensgardena.
ROSMER. Ach! „Latarnię”.
KROLL. Tak. Nieprawdaż, że to zdrowy pokarm duchowy dla przyszłych urzędników? A co najsmutniejsze, do związku należą najzdolniejsi z całéj klasy, oni to zawiązali spisek przeciwko mnie. Tylko jedni mole i kowale nie przystąpili do niego.
REBEKA. I to pana tak bardzo boli?
KROLL. Czy mnie to boli! Widzieć zniszczoną pracę całego życia (ciszéj). A jednak powiedziałbym na to jeszcze, niech się dzieje, co chce. Ale co najgorsza (ogląda się). Czy tu niéma nikogo, coby podsłuchiwał pod drzwiami?
REBEKA. O, z pewnością niéma.
KROLL. Wiedzcie więc, że rozdwojenie i bunt opanowały mój własny dom, znalazły miejsce przy mojém cichém ognisku, zniweczyły mój spokój rodzinny.
ROSMER (powstając) Co mówisz? W domu? u ciebie?
REBEKA (zbliżając się do rektora). Drogi rektorze! Cóż się to stało?
KROLL. Czy uwierzycie, że moje własne dzieci... Laurenty jest naczelnikiem szkolnego spisku, a Hilda wyhaftowała czerwoną tekę, w którą wkładają „Latarnię”.
REBEKA. Cóż na to żona pańska?
KROLL. Ach! właśnie ze wszystkiego najgorszém jest to, że ona, która przez całe swoje życie, zarówno w drobnych jak ważnych rzeczach, podzielała moje poglądy, teraz — rzecz nie do uwierzenia — w wielu razach bierze stronę dzieci. I jeszcze na mnie zwala winę za to, co się stało. Utrzymuje, że ja gnębię młodzież. Jak gdyby to nie było właśnie potrzebném. Mam więc niepokój we własnym domu. Naturalnie, mówię o tém jak najmniéj, tym sposobem rzecz najłatwiéj stłumić... (przechadza się). Ach tak, tak (staje z rękoma założonemi na plecach przed oknem).
REBEKA (która zbliżyła się do Rosmera, mówi do niego szybko i pocichu tak, by rektor tego nie słyszał). Uczyń to.
ROSMER (w ten sam sposób). Dzisiaj, nie.
REBEKA (jak wprzódy). Właśnie dzisiaj (niby zajmuje się lampą).
KROLL (zbliżając się znowu). Tak mój drogi Rosmerze, wiész teraz, że duch czasu rzucił swój cień na moje domowe życie jak i na obowiązki zawodowe. I z tym duchem niszczącym, szkodliwym, rozluźniającym wszystkie węzły, nie mam walczyć każdą bronią, którą pochwycić zdołam? Będę z nim walczył, pismem i słowem.
ROSMER. Czy masz nadzieję, tym sposobem przyprowadzić rzeczy do porządku?
KROLL. Chcę w każdym razie spełnić obowiązek obywatelski,
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/395
Ta strona została skorygowana.