i sądzę, że każdy pragnący dobra kraju powinien to samo uczynić. Otóż widzisz, głównie z tego powodu, przyszedłem tu dziś wieczór.
ROSMER. Mój drogi, co przez to rozumiész? Cóż ja...
KROLL. Powinieneś pomagać dawnym przyjaciołom. Działaj wspólnie z nami.
REBEKA. Znasz przecież, rektorze, niechęć pana Rosmera do takich rzeczy.
KROLL. Niech się stara tę niechęć przezwyciężyć. Rosmerze, ty nie śledzisz wypadków, siedzisz zakopany w twych historycznych zbiorach. Szanuję drzewa gienealogiczne i wszystko, co się ich tyczy, ale czas nie jest właściwy dla takich zajęć, nie możesz sobie wyobrazić, jaki duch zapanował w całym kraju. Wszystkie pojęcia wywrócone są do góry nogami, trzeba będzie olbrzymiéj pracy, by te błędy wykorzenić.
ROSMER. Tak sądzę i ja także, ale to nie dla mnie robota.
REBEKA. Zdaje mi się, iż pan Rosmer dziś jaśniéj niż dawniéj, patrzy na te rzeczy.
KROLL (zdumiony). Jaśniéj?
REBEKA. Albo raczéj swobodniéj, mniéj stronnie.
KROLL. Co to ma znaczyć, Rosmerze? Nie możesz być przecież tak słabym, by zmienić przekonania, z powodu, że naczelnicy ruchu otrzymali chwilowe zwycięstwo.
ROSMER. Mój drogi, wiész, jak mało znam się na polityce. Sądzę przecież, że w ostatnich czasach jednostki mają więcéj niezależności.
KROLL. I ty uważasz to za rzecz dobrą? W takim razie popełniasz grubą omyłkę. Przypatrzono się tylko, jakie to ideje rozpowszechniają się pomiędzy radykałami, zarówno w dalszych okolicach, jak w naszém mieście. Właśnie tę mądrość głosi „Latarnia”.
REBEKA. Tak jest, Mortensgard ma wielki wpływ.
KROLL. Pomyśléć tylko... Człowiek z tak brudną przeszłością. Człowiek, który za niewłaściwy stosunek był usunięty przez władzę naukową. I taki ośmiela się zabierać naczelne miejsce wśród ludowych działaczy. I to mu się udaje, udaje naprawdę. Słyszałem, że chce powiększyć swoje pismo. Wiem nawet z pewnego źródła, że poszukuje zręcznego współpracownika.
REBEKA. Mnie się to dziwném zdaje, że pan ze swemi przyjaciołmi przeciw niemu nie wystąpi.
KROLL. Właśnie chcemy to uczynić. Kupiliśmy dzisiaj „Gazetę urzędową”. Kwestya pieniężna nie przedstawia żadnéj trudności. Ale (zwraca się do Rosmera) teraz przyszedłem tu z własnego natchnienia, trudność stanowi dziennikarska wprawa. Powiedz mi, Rosmerze, czybyś się przez miłość dobréj sprawy redaktorstwa nie podjął?
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/396
Ta strona została skorygowana.