kiedy złote sny mnie otoczą, omglą, kiedy zawrotne dalekonośne myśli we mnie powstają i unoszą mnie silnemi skrzydły... wtedy tworzę z nich poezye, widzenia, obrazy. Tak w wielkich zarysach, pojmujesz.
ROSMER. Tak, tak.
BRENDEL. Och! jakże używałem, jakżem się rozkoszował tą zagadkową rozkoszą tworzenia... tak, w wielkich zarysach... Pochwały, dzięki, sława, wieńce laurowe — wszystko w całéj pełni chwytałem w drżące szczęściem dłonie. W tych tajemniczych przedstawieniach nasyciłem się radością.
KROLL. Hm!
ROSMER. I nigdyś tego nie napisał.
BRENDEL. Ani jednego słowa. Ta powszednia robota pisania zawsze wstręt we mnie budziła. Dlaczegóż więc miałem moje własne ideały bezcześcić, kiedy mogłem je czystémi dla siebie samego zachować? Teraz jednak muszę zrobić z nich ofiarę i mam uczucie takie jak matka, która swą córkę oddaje w ręce męża, ale je ofiarowuję na ołtarzu wyswobodzenia. Będę po kraju roznosił całe zastępy niezbitych argumentów.
REBEKA (z żywością). To pięknie z pana strony, bo ofiarujesz to, co masz najdroższego.
ROSMER. Rzecz jedyną.
REBEKA (patrząc znacząco na Rosmera). Jak mało takich, coby to uczynili, coby mieli tę odwagę.
ROSMER (odwzajemniając jéj spojrzenie). Któż to wié?
BRENDEL. Zgromadzenie jest wzruszone. Raduje to moje serce i wzmacnia wolę. Idę działać. Ale jeszcze jedna rzecz (do rektora). Czy możesz mi powiedziéć, panie guwernerze, czy jest w mieście stowarzyszenie umiarkowanych, zupełnie umiarkowanych? Naturalnie, takie być musi?
KROLL. Tak, do usług, ja sam stoję na jego czele.
BRENDEL. To panu z oczu patrzy! No być może, iż się do was na jaki tydzień zapiszę.
KROLL. Przepraszam. Nie przyjmujemy wcale tygodniowych członków.
BRENDEL. „A la bonheur”, panie pedagogu. Ulryk Brendel nigdy nie przestąpił progu podobnego stowarzyszenia (oglądając się). Ale nie powinienem przedłużać moich odwiedzin, w tym domu tak bogatym we wspomnienia. Muszę śpieszyć do miasta, by tam znaléźć sobie jakie takie mieszkanie. Mam nadzieję, że jest tam przecież porządny hotel.
REBEKA. Czy nie wypijesz pan coś gorącego przed odejściem?
BRENDEL. Co takiego, łaskawa pani?
REBEKA. Filiżankę herbaty, albo też...
BRENDEL. Dzięki składam wspaniałéj gospodyni tego domu, ale
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/401
Ta strona została skorygowana.