Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
AKT II.
Ten sam salon w domu radcy Bernicka.
Pani Bernick siedzi sama przy stole z robotą. Nadchodzi z prawéj strony radca Bernick z laską, w rękawiczkach, z kapeluszem na głowie.

PANI BERNICK. Powracasz już, Ryszardzie?
BERNICK. Tak, przyjdzie tu ktoś do mnie.
PANI BERNICK (wzdychając). Ach! tak, Jan będzie tu pewnie znowu.
BERNICK. Być może (kładzie kapelusz na stole). Gdzież to są dzisiaj te panie?
PANI BERNICK. Pani Rummel i Hilda nie miały czasu.
BERNICK. Tak? wymówiły się?
PANI BERNICK. Miały jakieś zajęcie w domu.
BERNICK. Ma się rozumiéć... Inne także nie przyszły?
PANI BERNICK. Nie przyszły, zaszły jakieś przeszkody.
BERNICK. Mogliśmy się tego spodziewać. Gdzie Olaf?
PANI BERNICK. Pozwoliłam mu wyjść trochę z Diną.
BERNICK. Hm!... z Diną... z tą lekkomyślną dziewczyną... która wczoraj tak się bardzo z Janem zadawała.
PANI BERNICK. Drogi Ryszardzie, Dina przecież nie wie o niczém.
BERNICK. Jan przynajmniéj powinien był miéć tyle taktu, ażeby nie zwracać na nią uwagi. Gdybyś była widziała, w jaki sposób spoglądał na to Wiegeland.
PANI BERNICK (kładąc robotę na kolanach). Ryszardzie, czy nie masz wyobrażenia, czego oni chcą tutaj?
BERNICK. Hm! On ma tam jakąś fermę, na któréj mu nieosobliwie idzie, a ona kładła na to nacisk, że nie byli w stanie jechać pierwszą klasą.
PANI BERNICK. Tak, musi to być coś podobnego. Ale że téż i ona przyjechała. Ona! po téj krwawéj zniewadze, jaką ci wyrządziła.
BERNICK. Nie myślże już o tych starych dziejach.