ROSMER. Wyobraź sobie, czyniła sobie straszne wyrzuty z powodu rzeczy od niéj niezależnéj. I ona miałaby być poczytalną?
KROLL. Hm! Przypomnij sobie, czy nie miałeś wówczas w domu książek o celach małżeństwa? — według postępowych pojęć obecnych?
ROSMER. Przypominam sobie, że panna West pożyczała mi takie dzieła, bo odziedziczyła, jak wiesz, księgozbiór doktora. Ależ nie sądzisz, kochany Krollu, byśmy byli tak nieprzezorni, ażeby biedną chorą zajmować podobnemi rzeczami. Mogę cię sumiennie zapewnić, że jesteśmy zupełnie niewinni. Działały tu jéj nieszczęsne nerwy i one to napędzały jéj do mózgu owe bezładne szaleństwa.
KROLL. W każdym razie, muszę ci powiedzieć, że ta biedna, strapiona, znękana Beata zabiła się dlatego, ażebyś ty mógł żyć szczęśliwy — żyć swobodny, według twoich pragnień.
ROSMER. (zrywając się). Co chcesz przez to powiedziéć?
KROLL. Posłuchaj mnie spokojnie, bo teraz mogę o tém mówić. W ostatnim roku przed śmiercią Beata dwa razy była u mnie w mieście, ażeby mi się zwierzyć ze swych niepokojów i wątpliwości.
ROSMER. Względem tego samego?
KROLL. Nie. Przyszła mi powiedzieć, że jesteś na drodze do odstępstwa, że chcesz się wyprzeć wiary twoich ojców.
ROSMER (gwałtownie). Mówisz rzeczy niemożliwe, Krollu, czysto niemożliwe. Musisz się w tém mylić.
KROLL. Dlaczego?
ROSMER. Bo dopóki żyła Beata, wątpiłem i walczyłem samotnie, w milczeniu. Walka toczyła się jedynie w głębi mojéj duszy. Sądzę, że nawet Rebeka...
KROLL. Rebeka!
ROSMER. No tak, panna West, dla skrócenia nazywam ją Rebeką.
KROLL. Zauważyłem to.
ROSMER. Więc jest dla mnie niezrozumiałém, skąd Beacie mogły przyjść podobne myśli. Dlaczegóż ze mną nie mówiła o tém? A ona nie uczyniła tego nigdy, nigdy nawet najmniéjszem słówkiem.
KROLL. Biedna. Prosiła mnie, błagała, bym z tobą pomówił.
ROSMER. Dlaczegożeś tego nie zrobił?
KROLL. Nie wątpiłem ani na chwilę że była obłąkaną. Takie oskarżenie zwrócone przeciw człowiekowi takiemu jak ty... Potém była u mnie znowu. Może po upływie miesiąca. Z pozoru zdawała się spokojniejszą, ale na odchodném rzekła: Teraz możecie się wkrótce w Rosmersholmie białego konia spodziewać.
ROSMER. Tak, tak, o białym koniu często mówiła.
KROLL. A gdym probował wyperswadować jéj smutne myśli, powiedziała jeszcze: Nie mam już czasu, bo teraz musi się Jan zaraz ożenić z Rebeką.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/411
Ta strona została skorygowana.