Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/422

Ta strona została skorygowana.

wszystkie duchy, wszystkie wole, uszlachetniać wkoło siebie coraz szersze kręgi. Uszlachetniać ludzi.
ROSMER. Uszlachetniać i uszczęśliwiać.
REBEKA. Uszczęśliwiać.
ROSMER. Szczęście uszlachetnia, Rebeko.
REBEKA. Czy nie sądzisz, że czyni to także boleść? Wielka boleść.
ROSMER. Tak, kiedy ją można zwyciężyć.
REBEKA. Ty to musisz uczynić.
ROSMER. (smutnie wstrząsając głową). Nigdy wzupełności. Zawsze pozostanie mi wątpliwość, pytanie. Nigdy jużnie będę mógł używać rozkoszy, czyniącéj życie tak piękném, tak drogocenném.
REBEKA (cicho nachylając się nad nim). Co to za rozkosz, Rosmerze?
ROSMER. (spoglądając na nią). Rozkosz cichéj szczęśliwéj niewianności.
REBEKA. (cofając się o krok). Tak, niewinności. (Krótkie milczenie).
ROSMER. (opierając się łokciem na stole, z głową na ręku ogląda się za nią). A jak ona to musiała wszystko w myśli uporządkować, jak to systematycznie ułożyła! Naprzód zbudziły się w niéj powątpiewania co do mojéj prawomyślności religijnéj. Ale jakie było ich źródło? A jednak się tego domyśliła. Potém te domysły zamieniły się w pewniki. A potém... potém było już jéj łatwo wszystko inne uważać za możliwe (prostuje się na krześle i ręce zatapia we włosach). Och, te dzikie obrazy, powracają ciągle... Ja to czuję. Ja to wiem. W każdéj sekundzie dręczą one myśl moję i przypominają mi zmarłą.
REBEKA. Jak biały koń Rosmersholmu.
ROSMER. Tak samo. Unoszą się w cieniu, szepczą wśród ciszy.
REBEKA. I tym obrazom chorego mózgu chcesz poświęcić to prawdziwe życie, które już miałeś rozpocząć.
ROSMER. Masz słuszność, to ciężko. A jednak ja już nie mam wolnego wyboru, choć chciałbym z całego serca powrócić do tego życia.
REBEKA. (poza jego krzesłem). W którém wytworzyłbyś sobie nowe stosunki.
ROSMER. (spogląda na nią zdziwiony). Nowe stosunki?
REBEKA. Tak, nowe w świecie stosunki. Żyj, pracuj, działaj. Nie siedź tutaj, zatapiaj się w nierozwiązalnych zagadkach.
ROSMER. (podnosząc się). Nowe stosunki (przechadza się po pokoju, zatrzymując się przy drzwiach i powraca do Rebeki). Przychodzi mi na myśl jedno pytanie. Czyś ty go sobie także nie postawiła, Rebeko?
REBEKA. (oddychając ciężko). Niech wiem... jakie...