ROSMER. Wówczas przecież jeszcze nic podobnego nie miało miejsca.
REBEKA. Ale ja wiedziałam, że do tego dojdziesz.
KROLL. (przytakując głową). Tak, tak.
ROSMER. A potém?.. Cóż daléj?.. ja chcę wszystko wiedziéć.
REBEKA. Po pewnym czasie zaczęłam ją prosić, zaczęłam ją dręczyć, ażeby mi pozwoliła wyjechać stąd.
ROSMER. Dlaczego chciałaś stąd wyjechać?
REBEKA. Ja wcale nie chciałam wyjechać. Chciałam tu pozostać, tylko mówiłam jéj, że dla nas wszystkich będzie najlepiéj... jeśli wówcza swyjadę... Dałam jéj do zrozumienia, że gdy tu dłużéj pozostanę. może się zdarzyć coś... mogą się zdarzyć rzeczy...
ROSMER. I tyś to wszystko uczyniła?
REBEKA. Tak, uczyniłam.
ROSMER. I to nazywałaś działaniem?
REBEKA. (złamanym głosem). Tak...
ROSMER. (po chwili). Czyś już wszystko wyznała, Rebeko?
KROLL. Nie wszystko.
REBEKA. (patrząc na niego z przerażeniem). Cóż więcéj być może?
KROLL. Czy nie przekonywałaś Beatę, że nie tylko byłoby najlepiéj... ale że było konieczném ze wzgędu na ciebie i Rosmera, ażeby jaknajprędzéj ustąpiła stąd? Jakże?
REBEKA. (cicho i niewyraźnie). Być może, iż coś podobnego mówiłam.
ROSMER. (opierając się na fotelu i spoglądając przez okno). I nieszczęśliwa chora wierzyła w tę tkaninę fałszu i kłamstw. Uwierzyła w zupełności, bez wahania (do Rebeki, patrząc na nią). I nigdy nie zwróciła się do mnie, ani jedném słówkiem. O Rebeko... widzę... żeś jéj tego zabroniła.
REBEKA. Wyobrażała sobie, że ona, żona bezdzietna, nie miała prawa tu zostawać, że obowiązek względem ciebie nakazywał jéj ustąpić.
ROSMER. A ty... nic nie czyniłaś, ażeby te wyobrażenia obalić?
REBEKA. Nic.
KROLL. Możeś ją nawet w nich utwierdzała? Odpowiadajże pani. Czy nie tak?
REBEKA. Ona to tak rozumiała.
ROSMER. I przez ciebie poddawała im się... aż wreszcie... ustąpiła ci miejsca (zrywając się). Jak mogłaś... jak mogłaś... tak straszną grę prowadzić.
REBEKA. Miałam przekonanie, że trzeba wybierać pomiędzy życiem dwu istot.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/438
Ta strona została skorygowana.