Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/448

Ta strona została skorygowana.

ROSMER. Gdzież... idziesz tak późno?
BRENDEL. W góry.
ROSMER. Jak?
BRENDEL. Powracam, skąd przybyłem, mój drogi chłopcze. Tęsknię za wielką nicością.
ROSMER. Coś się panu przytrafiło. Co takiego?
BRENDEL. Więc zauważyłeś zmianę? Tak... musiałeś zauważyć. Gdym ostatni raz wchodził do tego pokoju, byłem człowiekiem, który całe swoje mienie trzyma w kieszeni.
ROSMER. A teraz? Nie rozumiem dobrze.
BRENDEL. Dziś jestem królem wygnanym na zgliszczach moich pałaców.
ROSMER. Jeśli mógłbym panu czémkolwiek służyć?
BRENDEL. Zachowałeś twoje dziecinne serce, Janie. Czy możesz mi udzielić pożyczki?
ROSMER. Jakże chętnie!
BRENDEL. To proszę cię pożycz mi parę ideałów.
ROSMER. Co mam pożyczyć?
BRENDEL. Parę zużytych ideałów. Wspomógłbyś mnie bardzo, bo teraz nie posiadam już nic wcale. Jestem na czysto.
REBEKA. Czy nie miał pan swoich wykładów?
BRENDEL. Nie, czarująca pani. Właśnie gdym się gotował wypróżnić róg obfitości, przekonałem się, że jestem bankrutem.
REBEKA. A wszystkie pańskie nie napisane dzieła?
BRENDEL. Przez dwadzieścia pieć lat siedziałem jak sknera przy zamkniętéj szkatule. I wczoraj gdym ją chciał otworzyć i skarb wydostać, przekonałem się, że jest pustą. Ząb czasu zniszczył ją z kretesem, było tam niente, nic wcale.
ROSMER. Czy jesteś tego zupełnie pewny?
BRENDEL. Mój kochanku, nie może tu być wątpliwości żadnéj. Prezes przekonał mnie o tém.
ROSMER. Prezes?
BRENDEL. No tak. Albo ten, co jest nim względem mnie. Comme vous voulez.
ROSMER. O kim chcesz mówić?
BRENDEL. O Piotrze Mortensgardzie naturalnie.
ROSMER. Jak?
BRENDEL. (tajemniczo). Pst, pst, pst. Piotr Mortensgard jest naczelnikiem i panem przyszłości. Nigdy nie stałem przed obliczem większego człowieka. Piotr Mortensgard ma w sobie wszechsiłę, dokona wszystkiego, co bądź przedsięweźmie.
ROSMER. Nie myśl-że tego.