Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/456

Ta strona została skorygowana.
SCENA DRUGA.
BALLESTED, LYNGSTRAND wchodzi drogą z prawéj strony i zatrzymując się przy żywopłocie, patrzy z zajęciem na sztalugi i malarskie przyrządy. Jest to wątły młodzieniec, skromnie, ale przyzwoicie ubrany, wyglądający mizernie.

LYNGSTRAND (z tamtéj strony żywopłotu). Dzień dobry.
BALLESTED (zwracając się ku niemu). Ha! — Dzień dobry (podnosi flagę). Tak, — teraz dobrze idzie (przymocowywa sznury a potém zatrudnia się około sztalugi). Dzień dobry, szanowny panie. Co prawda, niemam przyjemności...
LYNGSTRAND. Pan jest pewnie malarzem?
BALLESTED. Ma się rozumiéć. Dlaczegóż nie miałbym być malarzem.
LYNGSTRAND. Widzę to. Czy mógłbym tu wejść na chwilę?
BALLESTED. Chcesz pan może obejrzeć moją robotę?
LYNGSTRAND. Pragnąłbym bardzo...
BALLESTED. Niéma jeszcze nic do widzenia. Ale jeśli pan ciekawy, to proszę, wejdź.
LYNGSTRAND. Stokrotne dzięki (wchodzi przez ogrodową furtkę).
BALLESTED (maluje). Jestem teraz na fiordzie pomiędzy wyspami.
LYNGSTRAND. Widzę to.
BALLESTED. Jeszcze brakuje figur. Tutaj nie można dostać modelu.
LYNGSTRAND. Więc tu jeszcze będzie figura?
BALLESTED. Tak, na pierwszym planie, tutaj na brzegu, leżéć będzie nawpół martwa kobieta morska.
LYNGSTRAND. Dlaczegóż pół martwa?
BALLESTED. Zabłąkała się na lądzie, nie może trafić do morza i zamiera w kałuży, rozumie pan przecie.
LYNGSTRAND. Ach! Tak.
BALLESTED. Pani tego domu podała mi myśl do obrazu.
LYNGSTRAND. A jak go pan zatytułuje, gdy będzie ukończony?
BALLESTED. Sądzę, że „Koniec morskiéj kobiety”.
LYNGSTRAND. Bardzo stosowne. Można z tego zrobić coś dobrego.
BALLESTED. Może pan jest także...
LYNGSTRAND. Malarzem?
BALLESTED. Tak.
LYNGSTRAND. Nie, malarzem nie jestem, ale będę rzeźbiarzem, nazywam się Jan Lyngstrand.