Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/457

Ta strona została skorygowana.

BALLESTED. Więc pan chce być rzeźbiarzem? także piękna sztuka rzeźbiarstwo. Zdaje mi się, żem pana parę razy spotkał na ulicy. Czy pan tu od dawna?
LYNGSTRAND. Bawię tu od kilkunastu dni, ale będę się starał spędzić tu całe lato.
BALLESTED. Aby używać przyjemności kąpielowych, nieprawdaż?
LYNGSTRAND. Chciałbym trochę sił nabrać.
BALLESTED. Przecież nie jesteś pan chory.
LYNGSTRAND. Trochę. Czuję się osłabiony, ale to nie jest niebezpieczne. Coś nakształt astmy
BALLESTED. Ba! mała rzecz. Powinien pan jednak poradzić się biegłego doktora.
LYNGSTRAND. Myślałem już o tém, ażeby przy sposobności zasięgnąć rady doktora Wangla.
BALLESTED. Zrób to pan (ogląda się na lewo). Znowu przypływa parowiec. Mnóstwo podróżnych na pokładzie. Napływ podróżnych wzmógł się, w niebywały sposób, ostatniemi czasy.
LYNGSTRAND. Tak, zdaje mi się, że tu napływ jest wielki.
BALLESTED. Mamy także wielu przybywających na lato. Boję się czasem, ażeby nasze poczciwe miasto, z powodu tylu obcych, nie utraciło swego charakteru.
LYNGSTRAND. Pan się tutaj urodził?
BALLESTED. Nie, alem się tutaj akla... aklimatyzował. Przywyknienie i czas związały mnie z tą miejscowością.
LYNGSTRAND. Więc pan tu już mieszka od dawna?
BALLESTED. No tak, ze siedemnaście, osiemnaście lat. Przybyłem z towarzystwem dramatyczném, Skives’a. Potém, mieliśmy trudności pieniężne, towarzystwo się rozwiązało i rozpierzchło na wszystkie strony.
LYNGSTRAND. A pan tu pozostał?
BALLESTED. Zostałem. I dobrze mi się dzieje. Muszę panu powiedzieć, żem się głównie w teatrze zajmował dekoracyami.



SCENA TRZECIA.
CIŻ I BOLETA.

BOLETA (wynosi z przedpokoju biegunowy fotel, który stawia na werandzie i mówi do kogoś znajdującego się w pokoju). Hildo, poszukaj haftowanego podnóżka dla ojca.
LYNGSTRAND (idzie ku werandzie i wita się). Dzień dobry, pani.