Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/460

Ta strona została skorygowana.
SCENA PIĄTA.
CIŻ I DOKTÓR WANGEL w podróżnym stroju, z torebką w ręku, idzie ścieżką z prawéj strony.

WANGEL. Otóż jestem, moje dzieci. (wchodzi do ogrodu).
BOLETA (spotykając go w ogrodzie). Ach! jak to ładnie, że wracasz.
HILDA (idąc także naprzeciw niego). Czyś się już na cały dzień uwolnił, ojcze?
WANGEL. Nie. Późniéj muszę jeszcze na chwilę być w biurze. Ale powiedzcie, nie słyszałyście, czy Arnholm przyjechał?
BOLETA. Tak, wczoraj wieczór przyjechał. Posyłałyśmy do hotelu.
WANGEL. Nie widziałyście go jeszcze?
BOLETA. Nie, ale pewno przyjdzie jeszcze przed południem.
WANGEL. Zapewne.
HILDA (ciągnąc go). Ojcze, obejrzyjże się.
WANGEL (spogląda na werandę). Widzę, widzę, dzieci, dom wygląda świątecznie.
BOLETA. Czyśmy nie ładnie go przystroiły?
WANGEL. Tak, muszę przyznać. Czy... czy sami jesteśmy w domu?
HILDA. Ona sobie poszła.
BOLETA (przerywając szybko). Mama poszła do kąpieli.
WANGEL (spogląda przyjaźnie na Boletę i głaszcze jéj włosy. Potém mówi z pewném wahaniem). Słuchajcie, dzieci. Czy wszystko ma tak pozostać dzień cały? I flaga wywieszona także?
HILDA. Naturalnie, ojczulku.
WANGEL. Hm! No tak — ale widzicie...
BOLETA (mruga i przytakuje mu). Możesz sobie wyobrazić, że to wszystko na cześć Arnholma. Skoro tak dobry przyjaciel, pierwszy raz cię odwiedza...
HILDA (śmiejąc się i wstrząsając głową). Pomyśl tylko, ojczulku. On był nauczycielem Bolety.
WANGEL (z półuśmiechem). Jakie wy przebiegłe! Mój Boże, to przecie rzecz naturalna, iż pamiętamy o tych, co nie są z nami. A prócz tego... Masz, Hildo (daje jéj podróżną torebkę) zanieś to do biura. — Nie, dzieci, ja tego nie chcę. Nie w taki sposób pzynajmniéj, wiecie o tém. Tak rok rocznie. Cóż na to powiedzą? I nie można tego zmienić?
HILDA (chce iść z torebką przez ogród, ale zatrzymuje się, odwraca, i wskazuje). Patrzcie na tego pana, co idzie. To pewnie profesor.