Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/464

Ta strona została skorygowana.

Chodźcie tutaj! Tu przynajmniéj jest coś nakształt wiatru. (Siada w altanie).
ARNHOLM (idąc za nią). A mnie się wydaje, że tu jest wiatr zupełnie chłodny.
ELLIDA. Tak, pan się w mieście przyzwyczaił do gorąca. Wlecie jak słyszałam, musi tam być nieznośnie.
WANGEL (także w ogrodzie). Hm! Droga Ellido, zabaw przez chwilę naszego kochanego gościa.
ELLIDA. Masz zajęcie?
WANGEL. Tak, muszę być w biurze, a potém, trzeba się trochę przebrać. Niedługo zabawię.
ARNHOLM (siada z Ellidą w altanie). Nie czyń sobie przymusu, doktorze, tymczasem będziem rozmawiać z twoją żoną.
WANGEL. Rachuję na to, a teraz, do widzenia.



SCENA DZIEWIĄTA.
ELLIDA, ARNHOLM.

ELLIDA (po chwili milczenia). Czy nie uważasz pan, że tu jest przyjemnie?
ARNHOLM. Ja uważam, że mnie jest tu przyjemnie.
ELLIDA. Ta altana nazywa się moją, bom ja ją kazała postawić, a raczéj kazał ją dla mnie postawić.
ARNHOLM. Pani tu zwykle przebywa?
ELLIDA. Tak, siedzę tu cały dzień.
ARNHOLM. Pewno z panienkami?
ELLIDA. Dziewczęta chętniéj siedzą na werandzie.
ARNHOLM. A Wangel?
ELLIDA. Tu i tam, po trochu, raz jest ze mną, to znów z dziewczętami.
ARNHOLM. Czy taką jest wola pani?
ELLIDA. Ja sądzę, że to wszystkim dogadza. Możemy rozmawiać, skoro mamy sobie coś do powiedzenia.
ARNHOLM (który był przez chwilę pogrążony w myślach). Nasze drogi skrzyżowały się niegdyś po raz ostatni w Skiöldvik, — to już bardzo dawno.
ELLIDA. Całe dziesięć lat upłynęło od czasu, gdy pan, tam był u nas.
ARNHOLM. Coś około tego. Kiedy sobie panią tam w latarni morskiéj przypomnę, panią, tę pogankę, jak mawiał pastor, z powodu, że ojciec dał pani, zamiast imienia chrześcijańskiego, nazwę okrętu.