Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/467

Ta strona została skorygowana.

ELLIDA. No tak! O Boże! to wcale nie to, o czém pan myślisz. To wprost coś niepojętego. Nie wiem sama, jak to opowiedziéć. Sądziłbyś, żem była chora, albo téż obłąkana.
ARNHOLM. Droga pani... Teraz na prawdę musisz mówić otwarcie.
ELLIDA. Dobrze... spróbuję, ale jakże pan — człowiek rozumny — potrafisz to sobie wytłómaczyć? (Spogląda na lewo i urywa nagle). Czekaj pan — powiem późniéj. Idzie gość.



SCENA DZIESIĄTA.
CIŻ i LYNGSTRAND, idzie drogą z lewéj strony i wchodzi do ogrodu, ma kwiat w butonierce i niesie wielki bukiet, obwinięty w cienki papier i wstążki, przed werandą zatrzymuje się niepewny.

ELLIDA (wychodząc z altany). Czy pan szuka panienek?
LYNGSTRAND (odwracając się). Ach! pani jest tam. (kłania się i przybliża). Nie, nie szukam panien, tylko saméj łaskawéj pani. Pozwoliłaś mi pani złożyć sobie wizytę...
ELLIDA. Tak, zawsze jesteś pan dla nas miłym gościem.
LYNGSTRAND. Stokrotne dzięki! A ponieważ się rzeczy tak szczęśliwie złożyły, że właśnie dziś jest tu w tym domu uroczystość...
ELLIDA. Już pan wiesz o tém?
LYNGSTRAND. Czy pani pozwoli, bym ci to ofiarował? (kłania się i podaje bukiet).
ELLIDA (z uśmiechem). Ależ panie Lyngstrand, byłoby właściwiéj, gdybyś te śliczne kwiaty ofiarował panu profesorowi, bo on to właściwie...
LYNGSTRAND (patrząc niepewnym wzrokiem). Wybaczy pani — ale ja nie znam tego pana — przyszedłem z powodu urodzin.
ELLIDA. Urodzin? Mylisz się pan. Dziś niéma w domu żadnych urodzin.
LYNGSTRAND (z przebiegłym uśmiechem). Ja wiem o tém dobrze, tylko nie sądziłem, by to była tajemnica.
ELLIDA. O czemże pan wiesz?
LYNGSTRAND. Że dziś święci pani swoje urodziny.
ELLIDA. Ja?
ARNHOLM (patrzy na nią pytająco). Dziś? nie, nie, doprawdy.
ELLIDA (do Lyngstranda). Skąd to panu przyszło na myśl?
LYNGSTRAND. Panna Hilda tajemnicę zdradziła. Byłem już tutaj i pytałem panien, czemu stroją dom we flagi i kwiaty.
ELLIDA. A one?