Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/471

Ta strona została skorygowana.
SCENA CZWARTA.
ELLIDA i ARNHOLM.

ARNHOLM (powstaje i zbliża się do Ellidy). Widzę, kochana pani, żeś tę całą rzecz wzięła bardzo do serca.
ELLIDA. Ach tak, chociaż...
ARNHOLM. W gruncie musiałaś być na to przygotowaną.
ELLIDA (patrzy na niego zdziwiona). Być przygotowaną?
ARNHOLM. Tak mi się zdaje.
ELLIDA. Przygotowaną na to, ażeby ktoś powrócił... powrócił w taki sposób.
ARNHOLM. Cóż u Boga! Czyż ten szalony rzeźbiarz, ze swoją żeglarską powieścią...
ELLIDA. Kochany Arnholmie, nie jest on może tak szalony.
ARNHOLM. Więc to ta baśń o umarłym tak panią wzruszyła? A ja sądziłem, że...
ELLIDA. Cóż pan sądził?
ARNHOLM. Myślałem naturalnie, żeś pani użyła tego pozoru, a zmartwiłaś się tém, że tu w domu obchodzono w tajemnicy przed tobą święto rodzinne... że twój mąż i jego dzieci święcą wspomnienia, w których nie bierzesz udziału.
ELLIDA. O nie, nie. Niech co chce będzie, nie mam prawa męża zabierać wyłącznie dla siebie.
ARNHOLM. Zdawało mi się jednak, że tak być powinno.
ELLIDA. Być może, ale tak przecież nie jest. Ja także mam mój własny świat, z którego inni są wykluczeni.
ARNHOLM. Pani (ciszéj). Czy to znaczy, że... że pani właściwie nie kocha męża.
ELLIDA. O nie, nie. Pokochałam go całą duszą. I właśnie dlatego jest to tak okropném — tak niezrozumiałém — tak trudném do uwierzenia.
ARNHOLM. Musi mi pani zwierzyć swoje troski w zupełności! Czy nie chcesz tego uczynić?
ELLIDA. Nie mogę... A przynajmniéj, teraz nie mogę... Może późniéj.



SCENA DZIESIĄTA.
Poprzedni, BOLETA, potém WANGEL i HILDA.

BOLETA (Wychodzi z domu na werandę i schodzi do ogrodu). Ojciec z biura powraca, możebyśmy wszyscy się zgromadzili na werandzie.