Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/474

Ta strona została skorygowana.

HILDA. Tak? Ojciec to powiedział na prawdę? Wyobraź sobie, myślałam właśnie to samo.
BOLETA. Na miłość boską, nie daj mu tego poznać.
HILDA. Cóż ci się zdaje (półgłosem). Wreszcie Jan się wgramolił. Jan — ! Czy nie uważasz? ma napisane na twarzy, że się Jan nazywa.
BOLETA (szepcząc). Sprawujże się roztropnie.



SCENA DRUGA.
Poprzedni, LYNGSTRAND wchodzi z parasolką w ręku, z prawéj strony.

LYNGSTRAND. Przebaczcie mi, panie, że nie mogę iść równie prędko.
HILDA. Skądże pan dostał sobie parasolkę?
LYNGSTRAND. Należy do pani Wangel, dała mi ją zamiast laski, któréj z sobą nie wziąłem.
BOLETA. Czy ojciec i inni są tam jeszcze na dole?
LYNGSTRAND. Są. Ojciec wszedł na chwilę do oberży, a inni siedzą i słuchają muzyki. Późniéj przyjdą tutaj, tak mówiła mama.
HILDA (patrząc na niego). Zmęczyłeś się pan okropnie.
LYNGSTRAND. Rzeczywiście. Jestem troszeczkę zmęczony. Muszę usiąść. (Siada w głębi na kamieniu).
HILDA (stojąc przed nim). Wie pan, że późniéj na placu będą tańce?
LYNGSTRAND. Tak, słyszałem, że o tém mówiono.
HILDA. Lubisz pan taniec?
BOLETA (szukając polnych kwiatów). Hildo, pozwólże odetchnąć panu Lyngstrandowi.
LYNGSTRAND (do Hildy). O pani, tańczyłbym chętnie, gdybym mógł.
HILDA. Czy tak? Nie uczył się pan nigdy?
LYNGSTRAND. Nie uczyłem się, to prawda, ale mówiąc to, miałem co innego na myśli. Nie mogę tańczyć z powodu mych piersi.
HILDA. A tak, téj choroby.
LYNGSTRAND. Właśnie.
HILDA. I ta choroba pana bardzo martwi?
LYNGSTRAND. Nie, tego powiedzieć nie mogę (uśmiecha się), bo zdaje mi się, że z tego powodu ludzie są dla mnie tak dobrzy i przyjaźni.
HILDA. A przytém nie jest to wcale niebezpieczne.