Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

JAN. Obchodziliśmy, Ryszardzie, wszystkie dobrze znane nam miejsca.
BERNICK. Tak, słyszałem; nieprawdaż? ileż zmian!
PANNA HESSEL. Wszędzie widać rzeczy wielkie i piękne, których twórcą jest radca Bernick... Byliśmy na górze w parku, który darowałeś miastu.
BERNICK. Jakto? i tam?
PANNA HESSEL. „Dar radcy Bernicka” napisano nad wejściem. Jesteś, doprawdy, najpierwszym obywatelem miasta.
JAN. Posiadasz także piękne okręty. Spotkałem kapitana „Palmy”. To mój szkolny kolega.
PANNA HESSEL. Wybudowałeś także nową szkołę.
JAN. Tobie miasto zawdzięcza, jak słyszałem, sprowadzenie wody i zakład gazowy.
BERNICK. Trzeba przecież coś zrobić dla społeczeństwa, w którém się żyje.
PANNA HESSEL. Jak to pięknie i jaka-to przyjemność słuchać, w jaki sposób ludzie o tobie mówią! Zdaje mi się, że nie mam w sobie żadnéj pychy, a jednak, rozmawiając z tym i owym, nie mogłam się wstrzymać od przypomnienia, że należymy do twojej rodziny.
HILMAR. O! o!
PANNA HESSEL. Znowu mówisz: o! o!
HILMAR. Nie, mówiłem: aha!
PANNA HESSEL. Zapewne ci na towarzystwie nie zbywa... ale czy dziś będziemy sami?
BERNICK. Tak, dziś jesteśmy sami.
PANNA HESSEL. Właśnie. Na placu spotkaliśmy niektóre z tych moralnych pań; zdawały się bardzo śpieszyć... A myśmy jeszcze nawet z sobą porządnie pogawędzić nie mogli. Wczoraj były tu te trzy panie, mieliśmy także pastora.
HILMAR. Wikarego.
PANNA HESSEL. Mówię: pastora... Ale cóż mi powiecie o mojém dziele? Czy nie stał się on dzielnym chłopakiem? Któżby w tym zarosłym dzikusie poznał dzieciaka, który stąd przed piętnastu laty wyjechał?
HILMAR. Ach!...
JAN. Lono, nie chwal mnie tak bardzo!
PANNA HESSEL. Jakto? nie miałabym być z ciebie dumną? Boże! Tobą przecież jednym pochlubić się mogę na tym świecie! Wyprowadziłam cię na człowieka!
HILMAR. O! o!
PANNA HESSEL. Tak, Janie, przypomnij sobie tylko, kiedyśmy tam daleko, z pustemi rękoma zaczynali nowe życie.