Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

HILMAR. Z pustemi rękoma! No, już muszę powiedziéć...
BERNICK. Hm!
HILMAR. Muszę powiedziéć, o! o! (wychodzi na ogrodowe wschody).
PANNA HESSEL. Co on mówi?
BERNICK. Daj mu pokój, on teraz zawsze jest zdenerwowany. Czy nie pójdziesz do ogrodu? Jeszcześ tam nie była, a ja mam właśnie wolną godzinkę.
PANNA HESSEL. Z przyjemnością. Możecie mi wierzyć, iż wiele bardzo razy byłam myślą z wami w tym ogrodzie.
PANI BERNICK. Obaczysz, i tam także są wielkie zmiany. (Radca, jego żona i panna Hessel idą do ogrodu, gdzie podczas następnéj sceny można ich widziéć od czasu do czasu).
OLAF (we drzwiach ogrodowych). Wuju Hilmarze, czy wiesz, o co mię się pytał wuj Jan? O to, czybym chciał z nim do Ameryki popłynąć?
HILMAR. Ty dudku! Jeszcze się trzymasz matczynéj spódnicy.
OLAF. Ale tak nie będzie zawsze. Niech-no ja tylko urosnę!
HILMAR. Ta, ta, ta! Ty nie odczuwasz żadnych porywów do tych wielkich czynów, wstrząsających nerwy, które... (odchodzą razem do ogrodu).
JAN (do Diny, która, zdjąwszy kapelusz, stoi we drzwiach po prawéj stronie i otrzepuje kurz z odzienia). Pani się zmęczyła na téj przechadzce?
DINA. Tak, był to śliczny spacer... nigdym na tak przyjemnym nie była.
JAN. Czy nie przywykła pani wychodzić przed obiadem?
DINA. Wychodzę, ale tylko w towarzystwie Olafa.
JAN. Teraz, możeby pani chciała pójść do ogrodu?
DINA. Nie, wolę tu pozostać.
JAN. I ja także... Więc to postanowione, że co rano urządzamy razem przechadzkę?
DINA. Nie, panie Tönnesen, nie róbmy tego...
JAN. Dlaczegóż? przecież pani przyrzekła.
DINA. Tak... ale... potém, kiedym się namyśliła... Nie trzeba aby pan ze mną wychodził.
JAN. Dlaczegóż nie można z panią wychodzić?
DINA. Bo... pan jesteś tu obcy... pan tego nie zrozumié; więc powiem...
JAN. No, cóż?
DINA. Nie, wolę o tém nie mówić.
JAN. Skończ-że, mnie możesz pani wszystko powiedziéć.
DINA. Więc powiem... Ja nie jestem taką, jak inne dziewczęta...