ELLIDA. Wiesz pan przecie, że jestem zamężną?
OBCY. Wiem.
ELLIDA. I pomimo to... pomimo to, chcesz mnie zabrać?
OBCY. Ma się rozumiéć, że to zrobię.
ELLIDA (chwytając się za głowę obydwoma rękoma). O! to straszne! Okropność! okropność!
OBCY. Więc nie chcesz mnie?
ELLIDA (nieprzytomna). Nie patrz tak na mnie.
OBCY. Pytam, czy nie chcesz?
ELLIDA. Nie, nie, nie chcę nigdy. Nie mogę, nie chcę (ciszéj), a wreszcie nie śmiem.
OBCY (przechodzi przez płot do ogrodu). No, no, Ellido, zanim odjadę, pozwól sobie jedno powiedziéć.
ELLIDA (chce uciekać, nie może. Zdaje się obezwładniona przerażeniem i opiera się o pień drzewa nad sadzawką). Nie dotykaj mnie, nie chodź pan tutaj, nie zbliżaj się. Nie dotykaj mnie, mówię.
OBCY (postępując ostrożnie parę kroków naprzeciwko niéj). Nie bójże się mnie, Ellido.
ELLIDA (zasłania sobie oczy rękoma). Nie patrz pan na mnie w ten sposób.
OBCY. Skądże ta trwoga?
WANGEL (idąc, wśród drzew). Musiałaś bardzo długo czekać na mnie.
ELLIDA (rzuca się ku niemu i chwyta jego ramiona wołając). Ratuj mnie, uratuj, jeśli możesz.
WANGEL. W imię Boga, Ellido!
ELLIDA. Ratuj mnie. Czy go nie widzisz? stoi tam wgłębi.
WANGEL (spostrzegając go). Ten człowiek (zbliża się i staje pomiędzy niemi). Mogęż zapytać, kto pan jest i co robisz w tym ogrodzie?
OBCY (pokazując Ellidę). Chcę z nią mówić.
WANGEL. Więc to pan? Słyszałem, że był w oberży człowiek obcy i pytał o ciebie.
OBCY. Tak, to ja byłem.
WANGEL. I czegóż pan chce od mojéj żony? (zwraca się do niéj). Czy znasz go, Ellido?
ELLIDA (cicho łamiąc ręce). Och! czy ja go znam. Znam! Znam!
WANGEL (szybko). I cóż?