Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/495

Ta strona została skorygowana.

ELLIDA. To on! On sam, ten, co wiesz.
WANGEL. Co? co mówisz? (zwraca się do niego). Pan jesteś owym Johnstonem, który niegdyś...
OBCY. Możesz mnie pan nazywać Johnstonem. Nie szkodzi. Teraz noszę inne nazwisko.
WANGEL. Inne?
OBCY. Już się tak nie nazywam.
WANGEL. I czegóż możesz pan teraz chcieć od mojéj żony? Bo wiesz pewno, iż córka latarnika jest oddawna poślubioną. Wiesz pan także zapewne, czyją jest żoną?
OBCY. Wiem to już, od lat trzech przeszło.
ELLIDA (zdumiona). Skąd się pan dowiedział?
OBCY. Wracałem właśnie do siebie, gdy wpadła mi w rękę stara gazeta. Pochodziła z tych okolic i tam wyczytałem o małżeństwie.
ELLIDA (patrząc przed siebie). O małżeństwie. Więc to było wówczas?
OBCY. Zdumiałem się, bo przecież te pierścionki, Ellido, to także były zaślubiny.
ELLIDA (zakrywa sobie oczy rękoma). Ach!
WANGEL. Jak pan śmiesz?
OBCY. Czyś o tém zapomniała?
ELLIDA (czuje na sobie jego spoirzenie i woła). Nie patrz tak na mnie.
WANGEL (stojąc przed nią). Zwróć się pan do mnie, nie do niéj. Krótko mówiąc, skoro wiesz o tém, nie masz tu właściwie co robić. Jakiém prawem nachodzisz moję żonę?
OBCY. Obiecałem Ellidzie powrócić do niéj, skoro to będzie możliwe.
WANGEL. Ellida znowu...
OBCY. I Ellida mi obiecała stanowczo czekać, dopóki nie powrócę.
WANGEL. Słyszę, jak pan mianujesz moję żonę jéj chrzestném imieniem. Taka poufałość nie jest u nas przyjętą.
OBCY. Wiem o tém, ale ona przedewszystkiém do mnie należała.
WANGEL. Do pana? Z drugiego końca świata?
ELLIDA (kryje się za Wangla). On mnie nigdy nie uwolni.
WANGEL. Do pana? Mówisz pan, że do ciebie należy?
OBCY. Czy nie opowiadała panu o dwóch pierścionkach, swoim i moim.
WANGEL. I cóż z tego? Potem zerwała, otrzymałeś pan jéj listy i wiesz o tém dobrze.