ELLIDA (gwałtownie). Nie, nie. To nigdy. Nie wiemy nic o tém morderstwie, nic w cale.
WANGEL. Jakto nie wiemy? Przecież, sam ci wyznał...
ELLIDA. Nie. Ani słowa o tém. Gdybyś powiedział, jabym zaprzeczyła. Jego nic nie powstrzyma. On jest wolny, jak pełne morze. On należy do morza.
WANGEL (spogląda na nią i mówi zwolna). Ach! Ellido! Ellido!
ELLIDA (tuląc się do niego gwałtownie). Och! ty najlepszy, ty najwierniejszy, ratuj mnie od tego człowieka.
WANGEL (wyzwalając się z jéj objęcia). Chodź! Chodź ze mną.
LYNGSTRAND (śpieszy ku Ellidzie). Łaskawa pani, powiem ci rzecz zadziwiającą.
WANGEL. Cóż takiego?
LYNGSTRAND. Wyobraź sobie pani, widzieliśmy Amerykanina.
WANGEL. Amerykanina?
HILDA. Tak jest, widziałam go także.
LYNGSTRAND. Szedł on koło ogrodu, a potém dostał się na pokład wielkiego angielskiego parowca.
WANGEL. Skąd pan znasz tego człowieka?
LYNGSTRAND. Byłem z nim na morzu. Miałem przekonanie, że utonął, a teraz spotykam go takim, jak za życia — żywego.
WANGEL. Wiesz pan co o nim?
LYNGSTRAND. Nie, ale on jest tu z pewnością, ażeby się zemścić na niewiernéj żonie.
WANGEL. Co pan mówi?
HILDA. Lyngstrand chce go użyć do swojéj grupy.
WANGEL. Ani słowa nie rozumiem.
HILDA. Dowiesz się późniéj o wszystkiém.
BOLETA (do będących w ogrodzie). Chodźcie zobaczyć angielski parowiec, odpływa w głąb fiordu. (w oddaleniu przepływa zwolna wielki parowiec).