jest coś... jest we mnie coś takiego... i dlatego pan tego ro bić nie powinien...
JAN. Nic nie rozumiem... Przecież pani nie uczyniła nic złego?
DINA. Ja nie; ale... Nie, nie mówmy o tém dłużéj; pan się dowié od innych.
JAN. Hm!
DINA. Radabym jednak o coś innego zapytać.
JAN. O cóż-to?
DINA. Czy doprawdy w Ameryce tak łatwo jest wyjść na coś porządnego?
JAN. No, nigdzie nie jest to tak bardzo łatwo; i w Ameryce trzeba nieraz ciężko pracować.
DINA. Czyniłabym to chętnie...
JAN. Pani?
DINA. O, ja wiem, co to praca; jestem zdrowa i silna, a ciocia Marta nauczyła mnie niejednego.
JAN. Do licha! to jedź pani z nami.
DINA. Ach! to żarty. Powiedział pan to samo do Olafa. Ja chciałabym jeszcze wiedziéć, czy ludzie tam są... tak bardzo moralni?
JAN. Moralni?
DINA. Chciałam powiedziéć: czy są tak... tak przyzwoici i uczciwi, jak tutaj?
JAN. W każdym razie nie są oni tak złemi, jak tu sądzą. Tego się pani lękać nie powinna.
DINA. Pan mnie nie rozumié. Ja-bym pragnęła, żeby nie byli tak bardzo przyzwoici i moralni.
JAN. Jakiemiż być mają?
DINA. Ja pragnęłabym, żeby byli ot tak naturalni...
JAN. No, takiemi to wogóle są.
DINA. Więc dla mnie byłoby dobrze, gdybym się tam dostać mogła?
JAN. Prawdopodobnie, i dlatego jedziesz pani z nami.
DINA. Nie, nie z wami. Powinnam jechać sama. Już ja-bym miała odwagę...
BERNICK (na wschodach ogrodowych z obydwiema paniami). Zostań, zostań, droga Betty, ja go zawołam; mogłabyś się zaziębić (wchodzi i szuka szalu żony).
PANI BERNICK (z ogrodu). Chodź z nami także, Janie; idziemy na dół do groty.
BERNICK. Nie, niech Jan zostanie; Dino, znieś szal mojéj żonie i idź z nią; Jan tu ze mną zostanie, kochana Betty. Muszę z nim trochę pomówić o tamtejszych stosunkach.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/50
Ta strona została skorygowana.