BOLETA. Byłaby to rzecz dziwna.
LYNGSTRAND (po chwili milczenia). Czy pani kiedy myślała — to jest czy zastanawiała się pani głębiéj, poważniéj nad małżeństwem?
BOLETA (spogląda na niego nieznacznie) Nie.
LYNGSTRAND. Ja się zastanawiałem.
BOLETA. Doprawdy?
LYNGSTRAND. Tak jest, myślę bardzo często o podobnych rzeczach, szczególniéj o małżeństwie. Czytałem także o tém wiele, zdaje mi się, że należy je uważać za rodzaj cudu. Kobieta się tak dziwnie przetwarza i staje podobną do męża.
BOLETA. Chcesz pan powiedzieć, iż podziela jego zajęcia.
LYNGSTRAND. Otóż to.
BOLETA. Ale gdy idzie o jego zdolność, talent, technikę?
LYNGSTRAND. Hm! — ciekawym, czy nie podziela i tego także.
BOLETA. Więc sądzisz pan może, że wiedza, którą sobie mąż przyswoił przez czytanie, przez myślenie, także udziela się żonie?
LYNGSTRAND. Ależ tak, powoli, a jednak jakby cudem. Wiem jednak, że to tylko zdarzyć się może w małżeństwie prawdziwie się kochąjącém, zjednoczoném, szezęśliwém.
BOLETA. A czy panu na myśl nie przyszło, że i mąż może być w ten sposób podniesiony ku żonie? to jest stać się do niej podobnym?
LYNGSTRAND. Mąż? Nie. Tego nigdy nie pomyślałem.
BOLETA. Czemużby jedno zarówno jak drugie stać się nie mogło?
LYNGSTRAND. Bo mąż ma swoje powołanie, dla którego żyje. W tém leży jego siła. Ma cel życia.
BOLETA. Ma go każdy.
LYNGSTRAND. O nie! Ja myślę głównie o artystach.
BOLETA. Sądzisz pan, że artysta powinien się żenić?
LYNGSTRAND. O tak! byle tylko znalazł żonę, którąby mógł kochać całém sercem.
BOLETA. Gdyby nawet znalazł... Ja myślę, że powinien on jedynie żyć dla swojéj sztuki.
LYNGSTRAND. Naturalnie, tak być powinno, ale może to czynić, będąc żonatym.
BOLETA. A ona?
LYNGSTRAND. Jakto ona?
BOLETA. Ta, z którą się ożeni, dla czego żyć będzie?
LYNGSTRAND. Także dla jego sztuki. Zdaje mi się, iż to powinnoby do głębi ducha uszczęśliwić kobietę.
BOLETA. Hm! nie wiem.
LYNGSTRAND. O, tak pani, możesz mi wierzyć. Nie idzie tu tylko
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/501
Ta strona została skorygowana.