Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/511

Ta strona została skorygowana.

WANGEL. I drugiéj matki dla moich dzieci, Ellido.
ELLIDA. Być może jednego przy drugiém. Przecież nie mogłeś wiedziéć, czy odpowiadam temu zadaniu. Widziałeś mnie zaledwie i rozmawiałeś ze mną parę razy. Podobałam ci się i...
WANGEL. Ach! nazwij to, jak chcesz.
ELLIDA. Co do mnie, byłam tak niedołężna, bezradna, tak zupełnie opuszczona. Rzecz bardzo naturalna, żem się zgodziła, gdyś oświadczył się i ofiarował wziąć na siebie ciężar mego istnienia.
WANGEL. Doprawdy, nigdym się na to nie zapatrywał w taki sposób, Ellido. Zapytałem cię szczerze, czy te trochę mienia, jakie posiadam, zechcesz podzielić ze mną i memi dziećmi.
ELLIDA. Tak uczyniłeś, alem ja nie powinna była przyjąć. Nigdy, za żadną cenę, nie powinnam była przyjąć. Zaprzedać się! lepiéj zgodzić się na najcięższą pracę, najbiedniejsze położenie, a mieć swobodę i wolność wyboru.
WANGEL (podnosząc się). Więc te lat kilka, któreśmy razem przeżyli, nie miały dla ciebie uroku?
ELLIDA. Nie sądź tak. Było mi z tobą tak dobrze, jak tylko człowiek zapragnąć może. Ale nie weszłam do twego domu z własnéj woli. W tém rzecz.
WANGEL (patrzy na nią). Nie z własnéj woli!
ELLIDA. Wyjeżdżałam z tobą niechętnie.
WANGEL (ciszéj). Ach! — przypominam sobie zwrot wczorajszy.
ELLIDA. To rzecz najważniejsza. On rozświetlił wszystko, dostrzegam to teraz.
WANGEL. Cóż ty dostrzegasz?
ELLIDA. Dostrzegam, iż nasze wspólne pożycie nie było właściwém małżeństwem.
WANGEL (z goryczą). Powiedziałaś prawdę, nasze obecne pożycie nie jest małżeństwem.
ELLIDA. I dawniejsze nie było niém także. Nie, od samego początku (spogląda przed siebie). Pierwsze — mogło być małżeństwem.
WANGEL. Pierwsze? Jakież to pierwsze małżeństwo masz na myśli.
ELLIDA. Moje — z nim.
WANGEL (patrzy na nią zdumiony). Nic rozumiem cię absolutnie.
ELLIDA. Och! mój drogi, nie okłamujmy jedno drugiego, ani samych siebie.
WANGEL. Dobrze, ale cóż dalej?
ELLIDA. Widzisz, nie możemy temu przeczyć, że dobrowolne przyrzeczenie równa się ważnością małżeństwu.
WANGEL. Ależ na Boga!