BALLESTED (z drugiéj strony płotu). Dobry wieczór, panie doktorze, dobry wieczór, łaskawa pani.
WANGEL. Ach! to pan. Czy tu dziś wieczór będzie grać muzyka?
BALLESTED. Orkiestra złożona z dętych instrumentów chce się dać słyszeć. Brakuje nam teraz rozrywek. Dziś więc, dziś wieczór grać będziemy, na cześć angielskiego parowca.
ELLIDA. Ach! angielskiego parowca. Czy go już widać?
BALLESTED. Jeszcze nie. Wypłynie z głębi fiordu, z pomiędzy wysp. Zanim go spostrzeżemy, już tu będzie.
ELLIDA. Tak — tak bywa?
WANGEL (do Hildy). Dziś jego ostatnia podróż. Już nigdy tu nie powróci.
BALLESTED. Smutna to myśl panie doktorze. Ale dlatego właśnie chcemy go dziś uczcić. Ach! tak jest, wkrótce skończy się wesołe lato, wkrótce wszystkie wodne drogi będą zatamowane, jak to się mówi w tragiedyach.
ELLIDA. Wszystkie wodne drogi, będą zatamowane — tak.
BALLESTED. Smutno o tém myśléć. Byliśmy przez tygodnie i miesiące wesołemi dziećmi lata, ciężko teraz będzie pogodzić się z czasem ciemności — szczególniéj z początku, bo człowiek może się alki... aklimatyzować, nie prawdaż pani, tak może się aklimatyzować (kłania się i wychodzi na lewo).
ELLIDA (spogląda na fiord). Ach! to okropne oczekiwanie! Ten ciężki czas, przed powzięciem postanowienia!
WANGEL. Więc trwasz w chęci rozmówienia się z nim?
ELLIDA. Muszę się z nim rozmówić sama, bo tylko wówczas dobrowolny wybór uczynić mogę.
WANGEL. Ty nie masz wyboru, Ellido, nie możesz wybierać, nie dałem ci tego prawa.
ELLIDA. Do wyboru nie możesz mi przeszkodzić, ani ty, ani téż nikt inny. Możesz mi tyko zabronić iść za nim, gdybym tego chciała, możesz mnie gwałtem zatrzymać — wbrew mojéj woli — tak, to możesz, ale nie możesz temu przeszkodzić, abym w głębi mojéj istoty uczyniła wybór i wybrała nie ciebie, gdyby tak być musiało.
WANGEL. Masz słuszność, temu przeszkodzić nie mogę.