ELLIDA. A przytém, cóż tutaj mogłoby dać mi siłę oporu? Nic, mnie tu nic nie wiąże, nic nie powstrzymuje. Nie zakorzeniłam się w twoim domu. Dzieci do mnie nie należą — mam na myśli ich serca. Nigdym ich nie posiadała. Gdy odjadę — jeśli odjadę — albo dziś w nocy z nim, albo jutro do Skiöldvik, nie będę miała żadnego klucza do zdania, żadnych rozkazów nie zostawię, względem czegokolwiek bądź. Absolutnie nie zakorzeniłam się w twoim domu. Byłam tu od pierwszéj chwili zupełnie obca i bez obowiązków.
WANGEL. Samaś tego chciała.
ELLIDA. Nie, bynajmniéj, anim chciała, ani nie chciała, tylko po prostu pozostawiłam wszystko tak, jak było w dniu, kiedym tu przybyła. To ty sam — a nie kto inny, tak rzeczy urządził.
WANGEL. Sądziłem, że tak będzie dla ciebie najlepiéj.
ELLIDA. Ach! ja wiem o tém, ale widzisz, każda rzecz ma swoje następstwa, bo teraz nic mnie tu nie zatrzymuje, nic nie wiąże, nic nie przychodzi mi w pomoc. Brak mi tych drobnych powszednich nici, które powinny były tkwić wspólnie w głębi naszéj istoty.
WANGEL. Widzę to dobrze, Ellido i dlatego od jutra wrócę ci swobodę. Będziesz mogła nadal żyć wedle swéj woli.
ELLIDA. I ty to nazywasz życiem! Nie, moje właściwe życie wykolejone zostało, gdym się zgodziła zostać twoją (łamie ręce pełna niepokoju). A teraz — téj nocy — za jakie pół godziny, przyjdzie ten, któremu się przeniewierzyłam — ten, dla którego powinnam była być tak stałą, jak on był dla mnie. On przychodzi i nakazuje mi, po raz ostatni — rozpocząć nowe życie, życie prawdy — życie które mnie przeraża i pociąga, a którego się wyprzeć nie mogę — przynajmniéj z własnéj woli.
WANGEL. Właśnie dlatego trzeba, ażeby twój mąż i zarazem lekarz, skrępował twą wolę i działał za ciebie.
ELLIDA. Tak, ja to rozumiem. Wierz mi, są chwile, gdzie zdaje mi się, że w tobie byłby mój ratunek, moje bezpieczeństwo, gdybym mogła do ciebie się zwrócić, i spróbować oprzeć się téj przerażającéj i pociągającéj potędze. Ale tego także nie mogę. Nie, nie mogę.
WANGEL. Chodź, Ellido, przejdźmy się trochę.
ELLIDA. Chciałabym, tylko nie śmiem, bo on powiedział, żeby tu na niego czekać.
WANGEL, Chodź, chodź, masz jeszcze dosyć czasu.
ELLIDA. Tak sądzisz?
WANGEL. Masz dość czasu, powiadam,
ELLIDA. Więc chodźmy (wychodzą w głębi na prawo).