PANNA TESMAN. Więc oni chcą tu zawsze przesiadywać, i na codzień także?
BERTA. Tak się zdaje z tego, co młoda pani mówiła. Ona sama, — pan doktór nic niemówił.
PANNA TESMAN. Dzień dobry, Jörgenie, dzień dobry!
TESMAN (we drzwiach). Ciocia Jula! droga ciocia! (zbliża się i ściska jéj rękę). Przyszłaś do nas z tak daleka, i jeszcze tak rano.
PANNA TESMAN. Łatwo zrozumiéć, że mi pilno było do was zajrzeć.
TESMAN. A jeszcze do tego wczoraj położyłaś się tak późno.
PANNA TESMAN. To nic nie znaczy.
TESMAN. Wróciłaś szczęśliwie do domu z przystani?
PANNA TESMAN. Szczęśliwie Bogu dzięki, pan radca był tak grzeczny i odprowadził mnie aż do domu.
TESMAN. Było nam przykro, żeśmy cię do powozu zabrać nie mogli, ale widziałaś sama, Hedda miała tyle rzeczy, których niepodobna było porzucić.
PANNA TESMAN. Rzeczywiście, miała ich niezliczone mnóstwo.
BERTA (do Tesmana). Może mam pójść zapytać pani, czy jéj nie będę potrzebna?
TESMAN. Dziękuję ci Berto, to niepotrzebne, pani powiedziała, że zadzwoni, gdyby czego potrzebowała.
BERTA (wychodzi na prawo). Dobrze.
TESMAN. Wiesz co — weź ten kuferek.
BERTA (biorąc go). Zaniosę go na górę (wychodzi przez przedpokój).
TESMAN. Wyobraź sobie, ciociu! cały kufer wypakowałem notatkami. Nie do uwierzenia, ilem ich nagromadził ze wszystkich archi-