Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/537

Ta strona została skorygowana.

PANNA TESMAN. Tak.
TESMAN. Doprawdy, nie wiem nic więcéj nad to, com ci pisał, a żem się doktoryzował, o tém powiedziałem ci wczoraj.
PANNA TESMAN. Ale ja pytam, czy... czy nie masz żadnych... nadziei?
TESMAN. Nadziei?
PANNA TESMAN. Mój Boże! jestem przecież twoją starą ciotką.
TESMAN. Naturalnie, że mam nadzieję...
PANNA TESMAN. A więc.
TESMAN. Mam niemal pewną nadzieję, że wkrótce będę profesorem.
PANNA TESMAN. Profesorem... tak.
TESMAN. A nawet mogę powiedziéć, że to rzecz zupełnie pewna. Przecież wiesz o tém, ciociu?
PANNA TESMAN (z uśmiechem). O tém wiem, masz słuszność. (Zmieniając ton). Ale mówiliśmy o podróży. Musiała cię ona strasznie kosztować.
TESMAN. Mój Boże, kosztowała, ale dopomogło mi bardzo to duże stypendyum.
PANNA TESMAN. Jednakże nie pojmuję, jakim sposobem starczyło na dwoje.
TESMAN. Bo téż to nie było rzeczą tak prostą.
PANNA TESMAN. A jeszcze kiedy się podróżuje z taką damą. Mówiono mi, że to bez porównania drożéj kosztuje.
TESMAN. Ma się rozumiéć, ale Hedda musiała odbyć tę podróż, doprawdy, ciociu, musiała. Inaczéj być nie mogło.
PANNA TESMAN. Masz pewno słuszność, bo dzisiaj podróż poślubna uważaną jest za konieczność. Ale powiedz mi — czyś się już dobrze w mieszkaniu rozejrzał.
TESMAN. Naturalnie, wstałem o świcie.
PANNA TESMAN. Jakże ci się całość podoba?
TESMAN. Przepyszna, wydaje mi się przepyszna. Tylko nie mogę zrozumieć, na co są te dwa pokoje za sypialnią Heddy.
PANNA TESMAN (uśmiechając się). O, mój drogi, spożytkujecie je — z czasem.
TESMAN. Doprawdy masz słuszność, ciociu, bo kiedy się księgozbiór tak bardzo powiększa... to...
PANNA TESMAN. Właśnie, mój chłopcze, myślałam o twoim księgozbiorze.
TESMAN. Cieszę się bardzo z powodu Heddy. Zanim jeszcze byliśmy zaręczeni, mówiła ciągle, że żadne mieszkanie tak jéj się nie podoba jak willa radczyni Falk.