TESMAN. Tak! Bóg jeden wie, co on tam napisał. Twoja książka to będzie zupełnie co innego. O czémże ty piszesz, Jörgenie?
TESMAN. O przemyśle domowym w Brabancie, w wiekach średnich.
PANNA TESMAN. Pomyśléć tylko, że ty piszesz o takich rzeczach.
TESMAN. Moje dzieło nie zaraz wyjść może. Muszę wprzódy cały bogaty zbiór materyałów uporządkować.
PANNA TESMAN. Zebrać i uporządkować. Już ty doskonale to potrafisz. Niedarmo jesteś synem nieboszczyka Jana.
TESMAN. Pilno mi téż zacząć tę robotę, szczególniéj téż teraz, gdy mam tak wygodny dom, w którym pracować mogę.
PANNA TESMAN. I w którym przedewszystkiém jest ta, którą twoje serce wybrało.
TESMAN (ściska ją). Ach tak! tak, ciociu! Hedda, to ze wszystkiego najpiękniejsze. (Zagląda do pokoju w głębi). Zdaje mi się, że ona idzie.
PANNA TESMAN (idzie naprzeciw niéj). Dzień dobry, droga Heddo. Śliczny poranek cię wita.
HEDDA (podając jéj rękę). Dzień dobry, droga pani.
PANNA TESMAN (trochę zmieszana). Czy pani dobrze spała w nowém mieszkaniu?
HEDDA. Dziękuję, tak, średnio.
TESMAN (śmiejąc się). Średnio! Wiesz, Heddo, że to doskonałe. Spałaś jak kamień, kiedym wstawał.
HEDDA. To bardzo szczęśliwie. Trzeba się przyzwyczaić do wszystkiego, co nowe, nieprawdaż, pani? (Spogląda na prawo). Ach! służąca otworzyła na oścież drzwi od werandy i tyle tu słońca!
PANNA TESMAN (idzie ku drzwiom). Zaraz je zamkniemy.
HEDDA (zwraca się do męża). Może lepiéj zasłoń firankę, światło będzie łagodniejsze.
TESMAN (przy drzwiach). Dobrze, dobrze (zasuwa firankę). Tak, Heddo, teraz masz cień i świeże powietrze zarazem.
HEDDA. Świeże powietrze bardzo tu jest potrzebne, przy tych wszystkich nieznośnych kwiatach. Czy pani nie siada?