TESMAN. Doprawdy? Pani Elvsted — panna Rysing, jak się dawniéj nazywała.
HEDDA. Ta sama, ta z kręconemi włosami, któremi się zawsze pyszniła. Twoja dawna miłość, jak słyszałam.
TESMAN (śmieje się). No, niedługo trwała ta miłość. A potem było to jeszcze wówczas, kiedym ciebie nie znał. Cóż ona tu robi?
HEDDA. Szczególna rzecz, że złożyła nam wizytę. Znałyśmy się tylko w zakładzie naukowym.
TESMAN. Ja także nie widziałem jéj Bóg wie jak dawno, mieszka na północy, w jakimś zapadłym kącie.
HEDDA (namyśla się chwilę, potém mówi nagle). Słuchaj! Czy to nie tam także przebywa ten... Eilert Lövborg.
TESMAN. Tak! gdzieś w tamtych okolicach.
BERTA (wchodzi z przedpokoju). Przyszła znowu ta pani, co tu już raz była i zostawiła kwiaty (pokazuje). Te, które pani trzyma w ręku.
HEDDA. Ach! ona? Poproś.
BERTA (otwiera drzwi pani Elvsted i odchodzi).
HEDDA (idzie przyjaźnie na jéj spotkanie). Dzień dobry. Rada jestem, że znów panią widzę.
PANI ELVSTED (zdenerwowana stara się nad sobą panować). O tak, nie widziałyśmy się od bardzo dawna.
TESMAN (podając jéj rękę). I my także nie widzieliśmy się od dawna.
HEDDA. Dziękuję pani za śliczne kwiaty.
PANI ELVSTED. Byłam tu już wczoraj po południu i dowiedziałam się, że państwo dotąd nie wrócili z podróży.
TESMAN. Pewno pani niedawno przyjechała?