HEDDA (zamykając drzwi szklane). Nie dyło żywéj duszy. Z naszych bliższych znajomych nikt dotąd nie powrócił ze wsi.
BRACK. Męża zapewne także niéma w domu?
HEDDA (zamyka w szufladzie biurka szkatułkę z pistoletami). Niéma. Zaraz po obiedzie pobiegł do ciotek. Nie spodziewał się pana tak wcześnie.
BRACK. Powinienem się tego domyślać, to było z mojéj strony niemądre.
HEDDA (patrząc na niego). Dlaczego niemądre?
BRACK. Bo należało przyjść wcześnie.
HEDDA (chodząc po pokoju). Byłbyś pan w takim razie nie zastał nikogo. Po obiedzie byłam w swoim pokoju, przebierałam się.
BRACK. A czy niéma tam jakiéj szparki, którą w cisnąćby się można?
HEDDA. Zapomniałeś pan takiéj zostawić.
BRACK. W każdym razie, to było z mojéj strony niemądre.
HEDDA. No, usiądźmy tutaj i poczekajmy, bo mąż pewno nie zaraz wróci.
BRACK. Miły Boże! Co do mnie, będę cierpliwy.
HEDDA (siada w rogu kanapy).
BRACK (kładzie paltot na poręczy najbliższego krzesła i siada na niém, trzymając kapelusz w ręku. Krótkie milczenie, oboje patrzą na siebie).
HEDDA. I cóż?
BRACK (w tym samym tonie). I cóż?
HEDDA. Ja naprzód pytałam.
BRACK (nachylając się ku niéj). Pomówmy z sobą w zaufaniu, pani Heddo.
HEDDA (odsuwając się trochę). Zdaje mi się, że wieki upłynęły od czasu, gdyśmy rozmawiali w ten sposób, bo nie biorę w rachunek wczorajszéj i rańszej chwilki.
BRACK. Tak, ma pani na myśli poufną rozmowę na cztery oczy.
HEDDA. Coś na kształt tego.
BRACK. Pragnąłem gorąco, byś pani wreszcie powróciła.
HEDDA (żartobliwie). O, co do pana, nigdy nie miałam żadnych nadziei.
BRACK. Pragnę tylko służyć zawsze radą i czynem, jako zaufany, wierny, wypróbowany przyjaciel.
HEDDA. Męża?
BRACK (z ukłonem). Właściwie mówiąc — żony, a w następstwie i męża, ma się rozumiéć. Wie pani, że taki trójkątny stosunek, jest rzeczywiście, dla każdéj ze stron, bardzo przyjemny.
HEDDA. Tak, nieraz brak mi było trzeciego... gdyśmy tak we dwoje siedzieli w przedziale wagonu.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/557
Ta strona została skorygowana.