Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

PANI BERNICK. Ależ to byłby największy skandal. Ach! Janie, jesteś tu jeszcze?
PANNA HESSEL. Wyjdźże stąd, czemu się dusisz w pokoju! idź do ogrodu i rozmów się z Diną.
JAN. Chciałem właśnie...
PANI BERNICK. Ależ...
PANNA HESSEL. Słuchaj, Janie, czyś się dobrze przypatrzył Dinie?
JAN. Spodziewam się.
PANNA HESSEL. Rozpatrz się w niéj dobrze, Janie. Oto właśnie byłoby coś dla ciebie.
PANI BERNICK. Lono!
JAN. Coś dla mnie?
PANNA HESSEL. Tak... coś do rozpatrzenia. No idź!..
JAN. Z największą przyjemnością. (Idzie do ogrodu).
PANI BERNICK. Lono! drętwieję z przerażenia. Niepodobna, byś to powiedziała na seryo.
PANNA HESSEL. Czemu? czyż nie jest świeżą, zdrową, uczciwą? Jest to jak raz żona dla Jana. Właśnie takiéj patrzeba mu tam daleko. Ta zapełniłaby mu życie, nie tak, jak to czynić może stara przyrodnia siostra.
PANI BERNICK. Ależ Dina! Dina Dorff, pomyślże tylko.
PANNA HESSEL. Myślę przedewszystkiém o jego szczęściu... Muszę mu dopomódz, bo on sobie sam rady nie da, nie ma wyobrażenia, jak postępować z kobietami i dziewczętami.
PANI BERNICK. Co? on? Jan?.. Zdaje mi się, że pod tym względem zostawił właśnie smutne dowody.
PANNA HESSEL. Do licha, z temi głupiemi historyami! Gdzie Bernick? Chcę z nim pomówić.
PANI BERNICK. Lono! powiadam ci, nie czyń tego.
PANNA HESSEL. Więc cóż?.. Ona mu się podoba, on jéj... niechże się pobiorą. Bernick jest człowiekiem rozumnym, wynajdzie jaki sposób.
PANI BERNICK. Czy sądzisz, że amerykańskie nieprzyzwoitości będą tutaj cierpiane?..
PANNA HESSEL. Głupstwo, moja Betty...
PANI BERNICK. I że człowiek jak Ryszard, mający takie moralne zasady...
PANNA HESSEL. Cóż znowu, nie będą one do tego stopnia niedorzeczne.
PANI BERNICK. Co śmiesz mówić?
PANNA HESSEL. Śmiem mówić, że Bernick nie jest moralniejszym od innych mężczyzn.
PANI BERNICK. Więc twoja nienawiść pozostała tak głęboką aż