HEDDA (krótko). Nam? Ja tu przecież w grę nie wchodzę.
TESMAN (jednocześnie). A pan co na to powiesz, panie radco?
BRACK. Powiem, że sława i zwycięstwo — hm — są to bardzo piękne rzeczy.
TESMAN. No są, ale prócz tego...
HEDDA (spogląda na Tesmana z zimnym uśmiechem). Stoisz tu jakby rażony piorunem.
TESMAN. Tak nagle... Zaledwie uszom dowierzam.
BRACK. Bo też burza przeciągnęła nad nami, łaskawa pani.
HEDDA (pokazując pokój w głębi). Może panowie tam wejdą i zechcą wypić szklankę zimnego ponczu.
BRACK (spoglądając na zegarek). Chyba na pożegnanie. To nie da odmówienia.
TESMAN. Znakomicie, Heddo, znakomicie! Jestem w tak wesołém usposobieniu...
HEDDA. A pan, panie Lövborg?
LÖVBORG (odmawiając). Nie, dziękuję, nie nalewaj pan dla mnie.
BRACK. Ależ zimny poncz nie jest, o ile wiem, żadną trucizną.
LÖVBORG. Może nie dla wszystkich.
HEDDA. To ja dotrzymam towarzystwa panu Lövborgowi.
TESMAN. Zrób to, droga Heddo.
HEDDA (idzie do biurka i mówi podniesionym głosem). Pokażę panu fotogrofie, które mu się z pewnością podobają. Powracając z podróży, zwiedziliśmy Tyrol. (Zbliża się z albumem, który kładzie na stole i siada w rogu kanapy).
HEDDA (otwierając album). Patrz pan na te skały, to grupa Ortlerska, oto tu mąż napisał: Grupa Ortlerska pod Meranem.
LÖVBORG (który ciągle na nią patrzał, mówi cicho i powoli). Heddo Gabler.
HEDDA (spogląda na niego ukradkiem). Ależ! Cicho.
LÖVBORG (powtarza cicho). Heddo Gabler.
HEDDA (patrząc w album). Tak nazywałam się niegdyś, wówczas, gdyśmy się znali.
LÖVBORG. A teraz — i już przez całe życie nie mogę cię nazywać Heddą Gabler.