HEDDA. Równie daleką jestem od miłości jak złamania wiary. Nie chcę o niéj słyszeć.
LÖVBORG. Heddo! — Powiedz mi tylko jedno.
HEDDA. Cicho.
TESMAN. Niosę dobre rzeczy. (stawia tacę na stole).
HEDDA. Dlaczegóż to sam przynosisz?
TESMAN (nalewając szklankę). Usługiwać ci sprawia mi taką przyjemność, Heddo.
HEDDA. Nalałeś obiedwie szklanki, a pan Lövborg pić nie chce.
TESMAN. Ale niedługo przyjdzie pani Elvsted.
HEDDA. Prawda — pani Elvsted.
TESMAN. Czyś o niéj zapomniała?
HEDDA. Byliśmy zupełnie zatopieni. (Pokazuje mu album). Czy pamiętasz jeszcze tę wioskę?
TESMAN. Ach! tę niedaleko przejścia przez Brenner. Tam, gdzieśmy nocowali.
HEDDA. I spotkali tylu wesołych letników.
TESMAN. Gdybyśmy tam byli ciebie mieli, Eilercie. (Powraca do Bracka).
LÖVBORG. Odpowiedz mi tylko na to jedno, Heddo...
HEDDA. Cóż więc?
LÖVBORG. Czy w stosunku twoim ze mną nie było wcale miłości? Ani trochy, ani cienia miłości?
HEDDA. Czy to była właściwa miłość? Dziś zdaje mi się że byliśmy w stosunku dobrego koleżeństwa, jak dwoje przyjaciół. (Uśmiecha się). Pan miałeś bardzo szczere serce.
LÖVBORG. Pani chcesz to uważać w taki sposób?
HEDDA. Gdy jednak o tém myślę, widzę, że było coś pięknego, coś pociągającego w tém tajemném zaufaniu, w tém koleżeństwie, którego nikt a nikt się nie domyślał.
LÖVBORG. Nieprawdaż, Heddo, że tak było? Gdym przychodził do was w poobiednich godzinach, a twój ojciec siadywał za oknem, czytając gazety, zwrócony do nas plecami...
HEDDA. A my we dwoje, na narożnéj kanapie...
LÖVBORG. Zawsze z tą samą ilustracyą...