do téj chwili. Więc pocóż tu przyjechałaś, jeśli jéj zapomnieć nie możesz?... Nie rozumiem prawdziwie, jak po téj bezwstydnéj obeldze, którą mu wówczas wyrządziłaś, śmiesz mu się na oczy pokazać?
PANNA HESSEL. Ach! Betty, wówczas uniosłam się szkaradnie.
PANI BERNICK. A jak on ci wspaniałomyślnie przebaczył, on, który w niczém nie zawinił! Bo jeżeliś snuła jakie nadzieje, on do nich przecież nie dał powodu. Aleś ty nienawidziła mnie także (wybucha łzami). Tyś nigdy nie pragnęła mego szczęścia. A teraz jesteś tu, ażeby wszystko na mnie zwalić... ażeby całemu miastu pokazać, w jaką to rodzinę wszedł Ryszard za moją sprawą. Ja muszę cierpiéć z tego powodu, a tyś to zgóry przewidziała; to ohydnie z twojéj strony (odchodzi płacząc drzwiami w głębi na lewo).
PANNA HESSEL (spoglądając za nią) Biedna Betty. (Bernick wychodzi ze swego pokoju).
BERNICK (we drzwiach). Bardzo dobrze, panie Krapp, wybornie. Poślij pan stowarzyszeniu przeciw nędzy i żebractwu pięćset marek (odwraca głowę). Lona! (przybliża się do niéj). Samą jesteś. Czy tu Betty nie była?
PANEA HESSEL. Nie, czy mam jéj zawołać.
BERNICK. Nie, nie, przeciwnie. O Lono! ty nie wiész, jak gorąco pragnąłem mówić z tobą otwarcie... prosić cię o przebaczenie.
PANNA HESSEL. Słuchaj, Ryszardzie, dajmy pokój sentymentom, to nam nie przystoi.
BERNICK. Musisz mnie wysłuchać, Lono. Wiem dobrze, iż pozory przeciwko mnie świadczą, skoro dowiedziałaś się o tém, co zaszło pomiędzy mną a matką Diny; przysięgam ci jednak, że to był tylko chwilowy obłęd, i że kochałem cię szczerze i prawdziwie.
PANNA HESSEL. Jak sądzisz, dla jakich powodów powróciłam?
BERNICK. Zaklinam cię, cokolwiek zamierzasz, nic nie przedsiębierz, zanim się nie usprawiedliwię, a mogę to uczynić, Lono, przynajmniéj mam wymówki.
PANNA HESSEL. Jak ty się boisz!.. Kochałeś mnie niegdyś, jak mówisz. O tak, w listach nieraz zapewniałeś mnie o tém, może to nawet było prawdą... przynajmniéj wówczas, gdy byłeś stąd daleko, wśród szerokiego, swobodnego, świata, który budził w tobie pragnienie swobody i szerszych horyzontów. Może czułeś w sobie trochę więcéj charakteru i samodzielności, niźli ma ich wielu tutejszych mieszkańców. A potém była to tajemnica pomiędzy nami i nikt nie mógł wyśmiewać twego złego smaku.
BERNICK. Lono, jak możesz sądzić...
PANNA HESSEL. Ale kiedyś powrócił, kiedyś słyszał, jak żartowano ze mnie... kiedy wszyscy śmieli się z mojego zachowania się...
BERNICK. Byłaś wówczas bardzo nieoględna.
Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/57
Ta strona została skorygowana.