HEDDA. Dlaczegóżbyś i tego nie miał zrobić?
TESMAN. Nie, jéj nie powiem, ale ciocia Jula musi wiedziéć o wszystkiém. I o tém także, iż zaczynasz nazywać mnie Jörgenem. Pomyśl tylko, ciotka Jula będzie uszczęśliwiona.
HEDDA. Gdy się dowie, że dla ciebie spaliłam rękopism Lövborga?
TESMAN. I to prawda, że cała ta rzecz o rękopiśmie powinnna zostać tajemnicą. Tylko o tém, że mnie tak gorąco kochasz, muszę cioci Juli powiedziéć. A przytém chciałbym zbadać, czy tak zwykle bywa z młodemi kobietami? Jak sądzisz?
HEDDA. Myślę, że o to także powinienéś zapytać cioci Juli.
TESMAN. Zrobię to przy pierwszéj sposobności. (Spogląda znowu niespokojnie i namyśla się). Jednakże z tym rękopismem to straszna rzecz, gdy pomyślę o biednym Eilercie.
PANI ELVSTED (w sukni spacerowéj jak w pierwszym akcie, kłania się i mówi wzburzona). Droga Heddo, nie bierz mi za złe, iż znowu przychodzę.
HEDDA. Co się stało, Theo?
TESMAN. Pewno znowu coś z Eilertem?
PANI ELVSTED. Jestem w strasznym niepokoju, czy go jakie nieszczęście nie spotkało.
HEDDA (chwytając jéj ramię). Ach! Dlaczego tak sądzisz?
TESMAN. Wielki Boże! Skądże podobne przypuszczenie?
PANI ELVSTED. Właśnie gdym wracała do mego mieszkania, słyszałem, że mówiono o nim. Och! — Dziś po mieście krążą o nim najnieprawdopodobniejsze wieści.
TESMAN. Ja słyszałem je także, ale mogę zaświadczyć, że poszedł prosto spać do domu. Pomyśl pani tylko.
HEDDA. I cóż mówiono?
PANI ELVSTED. Nie mogłam tego wyrozumiéć. Może nie wiedziano bliższych szczegółów. Gdy mnie ujrzano, nastąpiło milczenie, a ja nie śmiałam pytać.
TESMAN (chodzi niespokojnie po pokoju). Miejmy nadzieję — tak jest, miejmy nadzieję, że się pani przesłyszała.
PANI ELVSTED. O nie, jestem pewna, że o nim mówiono. Doszedł mnie jakby ten wyraz — szpital, albo téż...
TESMAN. Szpital?
HEDDA. Nie, to niepodobna!