HEDDA. To rzecz obojętna.
BRACK. Nie zupełnie, bo powiem pani, że Lövborg znaleziony został w buduarze panny Dyany.
HEDDA (zrywa się i opada na fotel). To niepodobna. Nie mógł tam dzisiaj być po raz drugi.
BRACK. Był tam dziś po południu. Przyszedł i żądał, by mu oddała jakiś przedmiot, który mu, jak twierdził, zabrała i w zupełném pomieszaniu mówił o dziecku, które miało zniknąć.
HEDDA. Ach — więc dlatego.
BRACK. Myślałem, że mogła tu być mowa o rękopiśmie, ale jak słyszałem, sam go podarł i zniszczył. Więc zapewne szło o pugilares.
HEDDA. Zapewne... I to tam go znaleziono?
BRACK Tam, miał wystrzelony pistolet w kieszeni na piersiach. Strzał trafił go śmiertelnie.
HEDDA. W piersi?
BRACK. Nie, w niższą część brzucha.
HEDDA (patrzy na niego z wyrazem obrzydzenia). I to jeszcze. Ta śmieszność, ta powszedniość, co jak klątwa rozciąga się na wszystko, czego tylko dotknę.
BRACK. Dodać tu jeszcze coś trzeba, pani Heddo, co także należy do rzeczy powszednich.
HEDDA. Cóż takiego?
BRACK. Pistolet, jaki miał przy sobie...
HEDDA (tracąc oddech). Jakto?
BRACK. Pistolet ten ukraść musiał.
HEDDA (zrywając się). Ukraść! To nieprawda. On tego nie zrobił.
BRACK. Inaczéj być nie może, musiał go ukraść... Cicho.
TESMAN (z papierami w ręku). Wiesz, Heddo, niepodobna pracować przy wiszącéj lampie. Pomyśl tylko.
HEDDA. Myślę.
TESMAN. Może moglibyśmy siedziéć przy twojém biurku.
HEDDA. Co do mnie (szybko). Nie! czekaj, wprzód je muszę uporządkować.
TESMAN. To niepotrzebne, Heddo, jest na niem dość miejsca.
HEDDA. Nie, nie, mówię ci, że muszę zrobić porządek. To oto położę na fortepianie. (Bierze jakiś przedmiot przykryty nutami, kładzie nań jeszcze papiery i wynosi do pokoju wgłębi na lewo. Tesman kładzie papiery na biurku, stawia na niém lampę stojącą na stoliku przed narożną kanapą i na nowo rozpoczyna pracę z panią Elvsted. Hedda stoi chwilę za krzesłem pani Elvsted i lekko gładzi jéj włosy.
HEDDA. Słodka Theo, jakże ci idzie z pomnikiem Lövborga?