PANI ELVSTED (patrzy na nią bezwiednie). O Boże! Niesłychanie trudno się w tém połapać.
TESMAN. Nic nie pomoże; musimy to zrobić. A potém porządkować cudze papiery, to właśnie dla mnie robota.
HEDDA (szepcze). Co to pan mówił o pistolecie?
BRACK (cicho). Że go musiał ukraść.
HEDDA. Dlaczegoż ukraść?
BRACK. Bo inne tłómaczenie jest niemożliwe.
HEDDA. Czemu?
BRACK (patrząc na nią). Naturalnie, Lövborg był tu dziś rano Nieprawdaż?
HEDDA. Był.
BRACK. Czyś pani była z nim sama?
HEDDA. Przez krótką chwilę.
BRACK. I nie wyszłaś pani z pokoju w czasie jego bytności?
HEDDA. Nie.
BRACK. Przypomnij sobie pani dokładnie, czyś ani na minutę nie wyszła?
HEDDA. Może byłam w przedpokoju?
BRACK. A przez ten czas gdzie była szkatułka z pistoletami?
HEDDA. Szkatułka znajdowała się...
BRACK. Gdzie, pani Heddo?
HEDDA. Tutaj, na biurku.
BRACK. Czyś pani potem zaglądała do niéj? Czy obydwa pistolety tam były?
HEDDA. Nie.
BRACK. Bo też to niepotrzebne. Widziałem pistolet znajdujący się w kieszeni Lövborga; poznałem go jako widziany tu wczoraj, i wprzódy wielokrotnie.
HEDDA. Może jest on w posiadaniu pana?
BRACK. Nie; znajduje się w ręku policyi.
HEDDA. A cóż ma wspólnego policya z pistoletem?
BRACK. Chce za jego pomocą na ślad właściciela natrafić.
HEDDA. I pan sądzi, że go odkryje?
BRACK (nachyla się nad nią i szepcze). Nie, dopóki ja milczéć będę.
HEDDA (patrzy na niego trwożnie). A gdybyś pan przemówił, to co?
BRACK (ściąga ramiona). Wówczas zawsze jeszcze pozostanie wymówka, że pistolet był skradziony.
HEDDA (silnie). Lepiéj umrzéć!
BRACK (uśmiecha się). Takie rzeczy się mówi, ale się ich nie robi.