pan być tak łaskaw i dotrzymywać Heddzie towarzystwa, kochany radco.
BRACK (patrząc na Heddę). Będzie to dla mnie niezmierną przyjemnością.
HEDDA. Dziękuję, ale dziś jestem zmęczona; położę się trochę tam na kanapie.
TESMAN. Odpocznij trochę, najdroższa.
PANI ELVSTED (zrywając się). Oo! Co to jest?
TESMAN (śpiesząc do drzwi). Ależ, najdroższa, nie grajże dziś tańców. Pomyśl o ciotce Rynie, a także o Eilercie.
HEDDA (pokazuje głowę przez portyerę). I o ciotce Juli i o wszystkiém. Na przyszłość będę cicho. (Zapuszcza znowu portyerę).
TESMAN (przy biurku). Przykro jéj niezawodnie widziéć nas przy téj smutnéj robocie. (do pani Elvsted). Wié pani co? Idź pani do ciotki Juli, ja tam będę przychodzić wieczorami, możemy tam pracować. Co?
PANI ELVSTED. Możeby to było najlepiéj.
HEDDA (z drugiego pokoju). Słyszę, co mówisz, Jörgenie, ale cóż ja będę robić sama?
TESMAN (przerzucając papiery). Radca będzie do ciebie przychodził.
BRACK (na fotelu, wesoło). Będę przychodził co wieczór. Obaczy pani, że się będziemy dobrze bawić.
HEDDA (głośno i wyraźnie). Miéj tę nadzieję, radco. Będziesz jedynym kurem w kojcu.
TESMAN. Ach! znowu z temi pistoletami! (Rozsuwa portyery i biegnie do pokoju w głębi, za nim pani Elvsted. Hedda leży bez życia na kanapie. Zamieszanie i krzyki. Berta wbiega przestraszona z prawéj strony).
TESMAN (biegnąc do Bracka). Zastrzeliła się, prosto w skroń. Pomyśl pan tylko!
BRACK (na wpół omdlały na fotelu). Boże miłosierny! Nie robi się takich rzeczy!