Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/619

Ta strona została skorygowana.

SOLNESS. Tak sądziłem i dlatego nie śmiałem o tém mówić. Z czasem jednak cała ta rzecz stała mi się bardzo przykrą, jak pan łatwo pojmie, muszę dzień po dniu postępować tak, jak gdybym... Tym sposobem grzeszę przeciwko téj biednéj dziewczynie (gwałtownie). Ale czynić to muszę, bo inaczéj, rzuciłaby mnie a za nią poszedłby Ragnar.
HERDAL. Czy opowiadałeś pan żonie tę całą sprawę?
SOLNESS. Nie.
HERDAL. Dobry Boże, czemuż pan tego nie zrobi?
SOLNESS (patrzy mu pilnie w oczy i mówi stłumionym głosem)! Bo mam uczucie — że niesprawiedliwość, jaką pozwalam sobie wyrządzać przez Alinę, stanowi rodzaj zadość uczynienia.
HERDAL (wstrząsając głową). Tego już absolutnie zrozumiéć nie mogę.
SOLNESS. Bo widzi pan — to tak jakbym dźwigał choć cząstkę odpowiedzialności za nieokreśloną winę.
HERDAL. Przeciw żonie?
SOLNESS. Tak. A to sprawia mi pewną ulgę, pozwala swobodniéj oddychać.
HERDAL. Nie, Bóg widzi, że ani słowa nie rozumiem.
SOLNESS (krótko, przerywając rozmowę i podnosząc się znowu). Dobrze więc — nie mówmy o tém (chodzi zwolna po pokoju, wraca i stojąc przy stole, spogląda na doktora z żartobliwym uśmiechem). Teraz doktorze, cieszysz się zapewne, żeś mnie gładko wyciągnął na słówka?
HERDAL (trochę gniewnie). Na słówka? Tego także wcale nie rozumiem.
SOLNESS. Och! mów pan otwarcie, zauważyłem to od razu, zaręczam.
HERDAL. Cóż to pan zauważył?
SOLNESS (powoli stłumionym głosem). Że mnie pan niby niechcący objeżdżał, nie spuszczając z oka.
HERDAL. Ja? Wielki Boże, dlaczegóżbym to robił?
SOLNESS. Bo widzisz pan, że ja... (wybuchając). No do dyabła, bo sądzisz pan o mnie to samo co Alina.
HERDAL. A cóż żona sądzi o panu?
SOLNESS (panując nad sobą). Ona myśli, że... jakże to powiedziéć... że jestem chory.
HERDAL. Chory? Pan? Nigdy mi o tém nie powiedziała słowa. A cóż panu brakuje?
SOLNESS (nachyla się nad nim i szepcze). Alinie przyszło do głowy, że jestem obłąkany, oto, co o mnie sądzi.
HERDAL. Ależ kochany, drogi panie...
SOLNESS. Jak prawda, że „żyję,” ona tak sądzi... i to w pana