BERNICK. Ani słowa więcéj.
ROHRLAND. Źle służyłbym społeczeństwu, którego mam strzedz moralności i obyczajów, byłbym odpowiedzialnym wobec téj młodéj dziewczyny, w któréj wychowaniu brałem udział i która mi...
JAN. Strzeż pan samego siebie.
ROHRLAND. Powinna wiedziéć, że to jest człowiek, który przywiódł jéj matkę do nieszczęścia i hańby.
BERNICK. Panie wikary!
DINA. On! (do Jana). Czy to prawda?
JAN. Ryszardzie, ty odpowiedz.
BERNICK. Ani słowa więcéj. Dziś ani słowa więcéj.
DINA. Więc prawda!
ROHRLAND. Prawda!.. prawda!.. I więcéj jeszcze. Ten człowiek, którego obdarzasz pani zaufaniem, nie odszedł stąd z próżnemi rękoma... Kasa wdowy Bernick!.. Radca może zaświadczyć...
PANNA HESSEL. Kłamco!
BERNICK. Ha!..
PANI BERNICK. O Boże! O Boże!
JAN (z podniesioną ręką rzuca się no Rohrlanda). I śmiesz?
PANNA HESSEL (powstrzymując go). Janie, ty go nie uderzysz.
ROHRLAND. Gwałt spełniony na mnie nic nie pomoże. Prawda wychodzi na jaw, a to jest prawda. Radca Bernick sam to powiedział, wié o tém całe miasto. Teraz znasz tego człowieka, panno Dino. (krótkie milczenie).
JAN (po cichu chwytając Bernicka za ramię). Ryszardzie! Ryszardzie! Cóżeś ty zrobił?
PANI BERNICK (ze łzami, stłumionym głosem). Och! Ryszardzie, że téż ja przyniosłam ci ten cały wstyd.
ALTSTEDT (wchodzi szybko z prawéj strony i woła, z ręką na klamce). Chodź pan bez zwłoki, panie radco. Kolej wisi już tylko na włosku.
BERNICK (nieprzytomny). Cóż to?.. Cóż mogę ja?..
PANNA HESSEL. Idź, szwagrze, i wspieraj społeczeństwo.
ALTSTEDT. Tak, chodź pan, potrzebujemy całego twego moralnego wpływu.
JAN (do Bernicka na stronie). Jutro musimy się rozmówić. (Oddala się przez ogród, Bernick jakby nie wiedząc, co robi, wychodzi z Altstedtem drzwiami na prawo).