Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/622

Ta strona została skorygowana.

HERDAL (grożąc jéj palcem). Bo też nie może pani zaprzeczyć, żeś nas trochę kokietowała.
HILDA. Bo też było to daleko zabawniéj, niż siedziéć spokojnie i robić pończochę, jak tamte panie.
HERDAL. W tém zupełnie się z panią zgadzam (śmieje się).
SOLNESS. Czy pani tu przybyła dziś wieczór?
HILDA. Tylko co.
HERDAL. I sama jedna, panno Wangel?
HILDA. Naturalnie.
SOLNESS. Wangel? Pani się tak nazywa?
HILDA (patrzy na niego z wesołém zdziwieniem). No tak.
SOLNESS. To może jesteś pani córką obwodowego lekarza w Lysanger?
HILDA (jak wyżéj). Tak, czyjąż miałabym być córką?
SOLNESS. No, tośmy się tam spotkali tego lata, gdym tam budował wieżę, przy starym kościele.
HILDA (poważniéj). Tak, było to zapewne wówczas.
SOLNESS. To już bardzo dawno.
HILDA (patrząc na niego seryo). Całe dziesięć lat.
SOLNESS. Byłaś pani wówczas prawdziwém dzieckiem.
HILDA (podnosząc głowę). Miałam przecież dwanaście do trzynastu lat.
HERDAL. Czy pani jest pierwszy raz w naszém mieście?
HILDA. Pierwszy.
SOLNESS. Może tu pani nie znasz nikogo?
HILDA. Nikogo, prócz pana i pańskiéj żony.
SOLNESS. Znasz pani także moję żonę?
HILDA. Troszeczkę, ale byłyśmy razem dni parę w kąpielach.
SOLNESS. Tam, w górach?
HILDA. Prosiła, bym ją odwiedziła, gdybym kiedy była tutaj. (uśmiechając się). Może późniéj już sobie tego nie życzyła.
SOLNESS. Że też o tém nie wspomniała wcale. (Hilda stawia swój kij przy piecu, odpina tornister i kładzie go wraz z pledem na kanapie, Herdal jéj pomaga, Solness stoi patrząc na nią).
HILDA (idąc ku niemu). I dlatego proszę, bym mogła tu dziś przenocować.
SOLNESS. To się łatwo da zrobić.
HILDA. Przytém nie mam wcale innych rzeczy, tylko te na sobie, oprócz trochę bielizny w tornistrze, ale tę trzeba uprać, gdyż jest brudna.
SOLNESS. Na to się poradzi, zaraz pójdę do żony...
HERDAL. No, to ja załatwię się z memi choremi.
SOLNESS. Dobrze, idź pan, a potém wróć do nas.